Na samym krańcu pola wzniosłe drzewa stały,
Które w czas letniej burzy płynąć się zdawały
Jak flota galeonów prosto w naszą stronę
Poprzez wzburzony przestwór trawy pomierzwionej,
W pełnym ożaglowaniu, aż do czubka żagli
Czerpiąc przyjemność z tego jak je wicher nagli,
Lecz dziś, gdy liście spadły, to już nie okręty,
Chociaż ich kształt z daleka mógłby zostać wzięty
Za gęstwę nagich masztów w zimowej przystani,
Wśród których widać teraz zarys gniazd bocianich.
tłumaczenie Janusz Solarz
Richard Wilbur