Ballada podwórzowa o przegranym Mussolińszczaku

Aleksander Maliszewski

Był Mussolińszczak Benitem zwany,
odstawiał fason ważniakiem –
razem z Adolfem i faszystami
chciał zapanować nad światem.

O nim to właśnie jest ta opowieść,
bo wielka była tam draka –
kiedy przyleciał z Anglii bombowiec,
to wszystkim napędził stracha.

Żona Benicie robi rabany –
z talerzy skorupy lecą,
a dzieci płaczą: Tatuś kochany,
skończże, ach skończże z tą hecą

Benito krzyczy: Zwariuje z wamy!
Milczeć, bo zamknę do ula!
I złapał czapkie i trzasnął drzwiami
i zaraz leci do króla.

Królu, ach królu, co robić mamy,
bałagan rośnie co chwilę
wszystko w drebiezgi pójdzie z bombamy,
Churchill zabiera Cycylię.

A król go rugnął temy słowamy
i sklął jak jasna cholera –
Kiedyś, powiada, był taki cwany,
to idź się radzić Hitlera.

I zaraz za drzwi wypchnął Benita
i mówi: Żegnam się z panem.
Więc wziął przepustkie, trochie koryta –
i leci europlanem.

Adolf go słucha, widzi, że krewa,
że oś mu pęknąć gotowa –
niby całuje, niby się gniewa
i w te odzywa się słowa:

Drogi Benicie, sie nie rozczulaj,
O tobie, ach, nie zapomnę,
zabieraj wojsko, czołgi i króla
i dymaj prościutko do mnie.

Wraca Benito z nadzieją w oku,
a tu znów ogromna chryja –
nikt nie chce jechać z nim do Adolfa,
nie przetłomaczysz im nijak.

I król na niego, wojsko na niego,
żona na niego i dzieci,
wykołowały go na całego,
że nie wie sam, gdzie ma lecieć.

Wieje i wieje dniamy, nocamy,
cykorie kręcąc na pudy –
taki to koniec jest z faszystamy,
co nie słuchali się ludu

Twoja ocena
Aleksander Maliszewski

Wiersze popularnych poetów