Poemat liryczny. — Fragment.
Maryi Zagórskiej
Żonie Mej
poświęcam.
Vanitas vanitatum.
Marność jest klątwą ziemi syna,
A działem jego — nieświadomość,
A losem jego dzieł — znikomość,
A imię jego — proch i glina!
Próżno się kusi wzlecieć duchem
Z pyłu gdzie trawi go tęsknota;
Próżno się zrywa i szamota
Skowan glinianych pęt łańcuchem!
Dnie jego są jak dnie najemcy,
A jak sęp głodny jego serce,
I w wiecznej z sobą on rozterce,
I nie masz — nie masz dlań rozjemcy!
∗ ∗
∗
I coż ma człowiek z trudu swego?
I z prac tych, które wszczął pod słońcem?
Czas jego pędzi szybkim gońcem;
Znikł — a nie widział nic trwałego!
Rozkosz i ból co pierś nam wzdyma
Mijają tak jak szybkie łodzie;
Chwil kilka drży ich ślad na wodzie —
Uciekły już — a już ich niema! —
∗ ∗
∗
Wirują światy w rączym pędzie
Wiecznym swym torem bez wytchnienia;
— Tak było w pierwszym dniu stworzenia,
Tak jest i dziś — tak zawsze będzie!
Do morza wodę znoszą rzeki, —
To zaś je znowu chmurom zwraca;
— Od wieków trwa ta próżna praca,
I będzie trwać po wszystkie wieki!
Do podmogilnych dążąc wczasów
Kroczy wciąż ludzkość bez przestanku;
— Tak było w pierwszych dni poranku,
Tak będzie aż do końca czasów!
Plon zgonów chłonie żywot łasy,
I w powrót śmierci plon oddawa;
— Tak chcą przyrody twarde prawa,
Po wszystkie wieki — wszystkie czasy!
To co istnienia zwiem imieniem,
Co zwiem poczęciem i konaniem,
Jest tylko prochów wirowaniem,
I męką ciał i utrapieniem.
— Szalony więc ten, komu zda się,
Że coś buduje lub wywraca;
Daremne trudy! próżna praca!
— Wszystko już było kiedyś w czasie!
Znikomość jest dzieł ludzkich gońcem:
Co jest — to było już od wieka,
Co było — nowych wcieleń czeka;
— Nowego nie masz nic pod słońcem!
— Mijają ludzkie pokolenia,
Jak fale, gdy wiatr morzem zmęci,
I nie masz godów ich pamięci,
I nie masz bolów ich wspomnienia!
∗ ∗
∗
Śmiechowi memu rzekłem: Szalej!
Sercu: Upoję cię weselem!
Rozkoszy rzekłem: Tyś mi celem!
A życiu: Kruż mi uciech nalej! —
I piłem — piłem życia kruże
Ustami — sercem — całą duszą!
Myśląc, że wiecznie żądze kuszą,
I wiecznie kwitną wianku róże.
Lecz wkrótce minął szał zachwytu;
Powiędły róże i opadły,
I zmierzchły żądze me i zbladły,
I naszedł na mnie — cień przesytu.
— Bo rozkosz ziemska jest zwodniczą,
I leży na dnie jej znikomość,
I czarem jej jest nieświadomość,
A nasycenie jej — goryczą! —
∗ ∗
∗
Więc obróciłem żądz płomienność,
By poznać mądrość i umiętność,
I szał, i głupstwo i namiętność,
Czy próżnia mianem ich? czy plenność?
Lecz gdym na szalę wziął rozwagi,
To co stanowi treść żywota,
Złud oczom zmierzchła mym pozłota,
I świat był nędzny — szary — nagi!
I odleciało mnie wesele,
Jak ptak wiosenny, gdy śnieg pruszy,
I siadła żałość na mej duszy
Płacząc w urojeń mych popiele!
— Bo kto przyczynia umiętności,
Przyczynia smutku i wątpienia,
A kto przyczynia doświadczenia,
Przyczynia wstrętu i gorzkości!
∗ ∗
∗
Widziałem skrzętną gospodarność,
Co sen powiekom swoim kradła,
I chleb swój w ciągłej trosce jadła,
I miano jej nazwałem: Marność!
Widziałem płochą żądz łakomość,
Co motylemi goniąc ślady,
Wikłała się w swe własne zdrady,
I dałem nazwę jej: Znikomość!
I zapytałem: Któraż z dwojga
Jest roztropnością? która szałem?
Gdy jedna marność ich udziałem,
I jeden trud i kres obojga?
Boć równy dział jest tych co skąpią,
Z tymi, co trwonią swe dostatki,
I jako wyszli z łona matki,
Tak nadzy w grobów ciemnię wstąpią!
∗ ∗
∗
Widziałem szał wojennej sławy,
I stratowane końmi rżyska,
I pełne trupów bojowiska,
I strop pożarów łuną krwawy.
Widziałem mordów okrucieństwa,
I bojujących srogą mściwość,
I straszną wojen zapalczywość,
I wszystkie dzikich walk przekleństwa.
Widziałem moc — co ludzi żenie
Na rzeż — i dumę jej zwycięzką,
Że pochód swój znaczyła klęską,
A śladem biegło jej — zniszczenie.
A kiedym śledził, pełen gniewu,
Jej dróg — szedł czas pustkowia szlakiem,
I niepamięci wiejąc makiem
Byt nowy budził z jej posiewu.
— Mogiły w darni upowiciu
Stroiły kwieciem swoje czoła,
I grała ptaszków pieśń wesoła
Psalm zwycięzkiemu dzwoniąc życiu.
I urągały świerszczów pienia
Snom, które sławy żądza pieści,
I już nie było tam boleści,
A jeno spokój zapomnienia! —
— Więc rozzbrojony zawołałem:
Wielkości! sławo! nic! czczy dymie!
Jałowy szał jest twoje imię,
A marność jeno twym udziałem!
Jak wicher mocny w złej godzinie
Szalejesz, łamiąc życia kwiecie,
A tyle śladu twego w świecie,
Ile po wietrze — kiedy minie! —
∗ ∗
∗
Słyszałem uczt pijanych śmiechy;
Widziałem grzesznych powodzenia,
I sprawiedliwych utrapienia,
I łzy płynące bez pociechy.
Widziałem zacnych trudów klęski,
I mądrość w wzgardzie i w ucisku,
I głupstwo cześć biorące w zysku,
I bezmyślności bieg zwycięzki.
Widziałem srogich krzywd sromotność,
I niezbadaną losów kolej,
Szaleństwo doli i niedoli,
I całą świata spraw przewrotność!
I szła śmierć dzieci ludzkich sadem,
I oszczędzając niedołęztwo,
Raziła młodość — piękność — męztwo,
I niema rozpacz szła jej śladem.
I szalał los jak górska woda,
I nie rządziła światem tkliwość,
Ni mądrość, ni też sprawiedliwość,
— Jeno bezmyślność, a przygoda.
∗ ∗
∗
Więc żal uczułem, wstręt i trwogę,
I przeklinałem mą bezsilność,
Że torów świata widząc mylność,
Sprostować jego dróg nie mogę.
I rzekłem sercu memu: Wiera!
Skoro tak wstrętną świata chromość,
I marność życia a znikomość,
Czyż nie szczęśliwszym kto umiera?
Ach, bo nie znają w snach mogilnych
Drzemiący, ciężkich trosk żywota,
I duch się ich już nie szamota
W pragnieniach tęsknych, a bezsilnych.
Śmierć ich otula grobów ciszą,
A sen głęboki myśl ich mroczy,
I już nie widzą krzywd ich oczy,
I jęków uszy ich nie słyszą!
∗ ∗
∗
I wzmogła się tęsknota we mnie,
I pełen smutku i przesytu
Wołałem: Och, zagadkę bytu
Wyjawcie wy mnie grobów ciemnie!
Lecz milczał grób spowity zielem,
I zapytaniom moim próżnym
Pozostał zgon odpowiedź dłużnym,
Bo ziemski byt sam sobie celem.
I nie ma człowiek nic przed ptakiem
Którego łowczy grot zabija,
I tak jak kwiat w dolinie mija
Mkną jego dni marności szlakiem.
Bo to co śmierci zwiem imieniem,
I co snu mogił nosi miano,
Jedynie prochów jest przemianą,
I nowych bytów przebudzeniem.
∗ ∗
∗
Więc nic? więc nic, jeno znikomość?
I jeno trosk i żądz omylność?
I tylko marność i bezsilność?
A całem szczęściem — nieświadomość?
Więc nic? — Napróżnoż serce krwawię
W tęsknotach trawiąc się płomiennych?
I nic! krom nocy mych bezsennych,
I cięższych jeszcze snów na jawie?
Więc nic? I z nikąd nie zaczerpie
Syn ziemi w smutkach swych otuchy?
I nic? I celem grób mu głuchy? —
— Dlaczegoż kocham? tęsknię? cierpię?