Spokój! Ustalił wywiad.
My w lesie. Czasby nam wyjść stąd.
I znowu śpiew nas tu przywiódł
W ten dwór jak w moje dzieciństwo.
Ryk krów otwiera aleje,
Od stajen zawiewa amoniak.
I któżby pomyślał: To dzieje
Wnukom wpisane do kronik.
Zrzucamy ciężar ze siebie,
Tęsknotę i amunicję.
Jak się przez kwiecień przebić
W zwykle, żołnierskie życie?
Wokół byłego gazonu
Ćwiczy sztabowy pluton.
Dziwi się pan ekonom
Zdartym leśnym rekrutom.
Z traw niekoszonych ogrodu,
Który powoli zdziczał,
Ogrodnik wstał siwobrody,
Pokłonił mi się: Paniczu!
Od grobów przywlokłem się leśnych,
Czyli to dom? I wakacje.
Przeglądam w trzcinowym krześle
Pożółkłe jak ser ilustracje.
Druhu w twardej żołnierce
Z ręką na wiejskim temblaku,
Wyjmże liryczne serce
Noszone w pruskim plecaku.
Trudno pomyśleć cokolwiek.
Czary są coraz cięższe.
Słowik, rozkwitły słowik
Tkwi w rozśpiewanej czeremsze.
Tu dzieje ujmujesz w dłonie
Jak z grottgerowskiej karty.
W opustoszałym salonie
Gwer o kominek oparty.
W rozdartem fortepiano
Ktoś szuka rdzawej romancy.
Wszystko to spłynie rano
Z krwią naszą w partyzance.
Szopena nie grajcie tylko!
Serce już nie pomieści.
Dajcie odetchnąć tą chwilką
W antrakcie krwawej powieści.