Nie list, raczej płatek lotu w kopercie
zestrzelony z torby zamczystej.
Listonosz, Francuz prędki jak maszynka,
zawirował ośnieżonym z kraju listem.
Te rządki krzywe, jakby napisane sierpem…
Cięła szpada przodująca orkiestrze, dźwięk tlił w szybach – zaświecił na przestrzał
i po pawioneonowej ulicy
z samochodu na samochód
i wyżej
frunęła
Marsylianka w puchach z tęczy, w błyskach!
Spróbuję. Gromiony dzień w dzień przez sto pomników paryskich,
Wieśniaczko z Gwoźnicy,
porównam twe serce.
Jeszcze raz ważę prawdę w twoich umęczonych rękach.
Gloria rzeźbi kamienie sztandarami na wietrze,
Marsylianka w nich wskrzesza Nieznanego Żołnierza,
idą rzucić nie lont – wieniec
na zdeptanym ludzkim prochu –
Czekam na gest, co rozstrzygnie jak wybuch,
liczę…
Jak tonący zalewany falą z głębi,
nagle, ostatecznie,
oficer podniósł szablę – salutuje w tłumnej ciszy…
…biedną, wyciągającą pod murem daremnie
mały bukiecik śnieżyczek.
Jak lekko świat się odmienił.
Próżni! Wznieśli Łuk Triumfalny – dla gołębi.