Na placówce
…Słońce zachodziło krwawo
Pod dębem w pustem polu, jak posąg z kamienia
Stał żołnierz, o broń swoją oparty i łzawo,
Marzył…
I najpierw widział nad brzegiem strumienia,
Wśród olszyn białą chatę i w niej matkę starą,
Modlącą się za niego i potem przed oczy
Wybiegło mu zjawisko, spowite mgłą szarą:
Dwa spojrzenia łez pełne i uśmiech uroczy
I w końcu ujrzał siebie ze sztandarem w dłoni,
Tam kędy iść nie śmieli wodzowie najpierwsi;
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
I uczuł w jednej chwili wawrzyny na skroni,
Upojenie zwycięztwa, szał… i kulę, w piersi.