Dusza moja ku skroniom, siostro, gdzie obłudę
Roi jesień, plamiona rdzą przez piętna rude,
I ku niebu błędnemu anielskiego oka
Wzbija się, jako knieja smętna i głęboka,
Wierny nurt siwo w lazur niebotyczny wzdycha!
— W rzewnej modrości skłony, których śniadość cicha
W basenach wielkich długie ogląda szlochanie,
I zezwala na toni martwej, gdzie konanie
Płowe rozmiata liście, chłodną bruzdę cieni
Drążąc — włóczyć się blaskom pożółkłych promieni.