Twoja ocena

Lipiec

powiedzmy szesnasta. W pół- -przymkniętym oku to zbliża się, to oddala. Biegnie w dół stromym zboczem, za którym zgrzyta tramwaj.   Dawniej plułem stąd pestkami w przejeżdżające pociągi. Teraz ruch powiek: but ze złamanym obcasem, jak fioletowy jamnik, ociera się o twarz. (Trochę chłodno, szarość przekrada się w błękit). Za plecami niebezpieczna perspektywa odpływu. Rośnie. … Czytaj dalej


Mariusz Grzebalski

Rapsodia

Przyjechałem zaledwie kilkadziesiąt minut temu, praktycznie bez zapowiedzi, a już teraz, ze spokojem wartym lepszej sprawy, osuwam się w pół zdania na łóżko i zasypiam lekko niczym dziecko. Za oknem deszcz pierwszy tej wiosny płoszy przeklinających taksówkarzy, którzy na bagażniki forda grali w karty. Koc służący im za podkładkę (szczurzy brąz, ślady żelazka) wyrywa się … Czytaj dalej


Mariusz Grzebalski

Początek

Światło lamp ustępowało przed napierającą od strony osiedli ciemnością. Po tamtej stronie bunkrów ona z trawy wstała, poprawiła zmiętą sukienkę. Jej zielone kolana – dlaczego tak go rozśmieszyły? I skąd smutek, który naszedł nas, małoletnich podglądaczy, kiedy w jakiś czas później zebrali się do odejścia? Gdy wracaliśmy, wiatr unosił nad drzewami obce przekleństwa, śmiechy pijanych … Czytaj dalej


Mariusz Grzebalski