Początek

Grzebalski Mariusz

Światło lamp ustępowało
przed napierającą od strony osiedli ciemnością.

Po tamtej stronie bunkrów ona z trawy wstała,
poprawiła zmiętą sukienkę.

Jej zielone kolana – dlaczego tak go rozśmieszyły?
I skąd smutek, który naszedł nas, małoletnich podglądaczy,

kiedy w jakiś czas później zebrali się do odejścia?
Gdy wracaliśmy, wiatr unosił nad drzewami obce przekleństwa,

śmiechy pijanych słychać było od niewidocznych w ciemności rowów
i szyba pękała w obrabianym kiosku.

Udostępnij wiersz
Grzebalski Mariusz

ostatnio dodane wiersze


zbiory wierszy