Lipiec

Mariusz Grzebalski

powiedzmy szesnasta. W pół-

-przymkniętym oku to zbliża się,

to oddala. Biegnie w dół stromym zboczem,

za którym zgrzyta tramwaj.

 

Dawniej plułem stąd pestkami

w przejeżdżające pociągi. Teraz

ruch powiek: but ze złamanym obcasem,

jak fioletowy jamnik, ociera się

o twarz. (Trochę chłodno,

szarość przekrada się w błękit).

Za plecami niebezpieczna perspektywa

odpływu. Rośnie.

 

Nie chce się. Jestem,

więc?

Twoja ocena
Mariusz Grzebalski

Wiersze popularnych poetów

Kochanie

Wszystko jest rezultatem działania substancji. Domy to kloce, puste w środku. Ciało to smutny wisior i dynda na gwoździu inteligencji bądź głupoty. A głupota jest ostrzejszym gwoździem, przebija cię na wylot i ani nie poczujesz. Ciało poddaje się temu wszystkiemu z charakterystycznym dla siebie entuzjazmem….

Panno Zosiu ja funduję

Choć w kieszeni masz bracie mój płótno Grzech minę mieć smutną Chociaż ledwo się grosza dorabiasz Z kobitą hrabia bądź Z lubą swoją tańcz w każdy pchaj tłok się Skacz w polce, czy w foksie To kobiecie gra serce do zguby Gdy luby mówi jej…

Widmo jesieni

Tak żywe niegdyś błękity Cieniami zaszły szaremi, Jakiś duch mgłami spowity Zimną dłoń kładzie na ziemi. Przez mgieł przejrzyste zasłony Przegląda postać widziadła, Wzrok jakby mgłami zaćmiony, Twarz chłodna, smutna, wybladła. Na czole wieniec sczerniały Kropelki sączy wilgotne… Po kwiatach, co się rozwiały, Zostały ciernie…