Krwawisz się, biedne me serce! Głęboko
Myśląc o ranie twej, śmieję się z wzgardą,
Przecież twą dolę gdy rozważam twardą,
Ciemnemi łzami nabrzmiewa me oko.
Słuchałeś szeptów Nadziei, a czemu
Szept ten puściłeś w niepamięć, gdy blade
Ręce szalonej zazdrości gromadę
Widm ci przywiodły, wrogich zdrowiu twemu?
Słodka to była nadzieja, choć nikła,
I snem niejednym chwile ci spokoju
Uprzyjemniała!… W największym ją znoju
Winien-ś był pieścić najwięcej! Tak zwykła,
Wysiłkiem troski matka przygnębiona
Pieścić swe dziecię, mrące u jej łona.