Absynt

Antoni Lange

Idź ty, nę­dza­rzu nad żywe Pak­to­le,
Gdzie Ab­synt w stru­gi wy­try­ska pło­mien­ne!
Ich moc le­tej­ska wszyst­kie twe nie­do­le
Pchnie w swych opa­łów prze­pa­ści bez­den­ne.
Ty, coś ogro­mem tru­du rów­ny psz­czo­le,
Któ­re­go ra­mię od mło­ta nie­zmien­ne,
Któ­re­mu gorz­ki spły­wa pot po czo­le,
Idź i pij ab­synt! W jego cza­rów kole
Za­po­mnisz ży­cie swe nę­dzą brze­mien­ne
I wszyst­kie dni twych rze­czy­wi­stych zgro­zy
I roz­cza­ro­wań jęki bez­i­mien­ne!
Ogniem ci swo­im sto­pi wszyst­kie mro­zy
Ab­synt nad wszyst­kie wyż­szy al­ko­ho­le!

Idź i pij ab­synt! Gry­zą­ce cię bole
Uciek­ną przed nim jako mary sen­ne…
On cię wy­wie­dzie na swo­bod­ne pole,
Gdzie na la­zu­rach słoń­ce lśni wio­sen­ne;
On two­je skrzy­dła roz­wi­nie so­ko­le,
Iż nad twe nę­dze ule­cisz co­dzien­ne,
I, nie­wol­ni­ku ty — ro­bo­czy wole —
Po­czu­jesz na­gle na tym łez pa­do­le,
Żeś jest mo­ca­rzem, któ­re­mu są len­ne
Wszyst­kie sto­li­ce, wszyst­kich wojsk obo­zy
I wszyst­kich kró­lów zam­ki zło­to­ścien­ne…
W bo­skie unie­sie cię me­ta­mor­fo­zy
Ab­synt nad wszyst­kie wyż­szy al­ko­ho­le!

Idź i pij ab­synt! W jego strug ży­wio­le
Rze­czy­wi­sto­ści prze­mie­nisz ge­hen­nę
W świat, gdzie się zło­te śmie­ją Ne­apo­le
I gdzie po­wie­trze słońc roz­ko­szą tlen­ne!
Na skro­ni uj­rzysz ja­sną au­re­olę:
He­lo­ta — mury po­ła­miesz wię­zien­ne,
I wszyst­kich kaj­dan zbu­rzysz akro­po­le;
Nę­dzarz — oba­czysz w sa­kwie swej obo­le;
Łach­man ci w sza­ty bły­śnie dro­go­cen­ne,
Zbu­dzo­ny z mro­ku na­gle wszyst­kie glo­zy
Wszech­wie­dzy po­znasz. Zmie­ni cię w pro­mien­ne
Bó­stwo, odzia­ne w blask apo­te­ozy,
Ab­synt nad wszyst­kie wyż­szy al­ko­ho­le!

Więc idź, roz­pa­czy dzi­ki apo­sto­le!
Pij ab­synt! Wsta­niesz jak bóg peł­ny gro­zy —
Na gó­rze bę­dzie, co było na dole:
Dło­niom tym moce nada stu­ra­mien­ne
Ab­synt nad wszyst­kie wyż­szy al­ko­ho­le!

Twoja ocena
Antoni Lange

Wiersze popularnych poetów

Z lat dziecięcych

Przypominam — wszystkiego przypomnieć nie zdołam: Trawa… Za trawą — wszechświat… A ja — kogoś wołam. Podoba mi się własne w powietrzu wołanie, — I pachnie macierzanka — i słońce śpi — w sianie. A jeszcze? Co mi jeszcze z lat dawnych się marzy? Ogród,…

puste słoneczniki

Pod gipsem urosło jej skrzydło – skancerowane, nieparzyste. Ruszyła lekko ramieniem. W parku – czytała – codziennie zdarzają się porwania. Znalazła tylko test ciążowy. Wyobraziła sobie, że nocą ktoś sika na niego w krzakach. W plastikowym okienku nie było nic, żadnej kreski. Szła w psychodeliczną…

Płyną okręty

płyną okręty po bezdrożach po oceanach i po morzach płyną dniami płyną nocami płyną okręty z uchodźcami jadą i jadą – tu i tam pukają do portów i do bram a świat się zamknął zaryglował więc płyną w nieskończony rejs bo gdzie pojadą – wszędzie…