Jak to było w Krakowie

Zofia Rogoszówna

Idzie matuś do Krakowa
z malutką córeczką,
niesie matuś do Krakowa
jaja, jabłka, mleczko.

Przy matusi Marysiątko
stawia drobne kroczki
i w słoneczku jasnym mruży
niebieściutkie oczki.

Maryś złote ma włosięta
i liczko rumiane,
przystroiła ją matusia
w niebieską katanę,

przystroiła ją matusia
w kwiecisty fartuszek:
— Nieś-że Maryś, do Krakowa
ten jagód dzbanuszek.

Idzie Maryś w słonku złotym,
słucha śpiewu ptaków,
serce drży jej od radości,
że zobaczy Kraków.

Kraków! Toż wie każdy o tym,
czy stary, czy dziecię —
że najmilsze to jest miasto
na calutkim świecie.

Ledwie Maryś w rynek wejdzie
przez Szewską ulicę,
już z daleka ją witają
mariackie wieżyce,

a gdy zegar na ratuszu
godzinę uderzy,
cudny hejnał się rozlega
z mariackiej wieży

Płyną, płyną, hen od góry
starodawne nuty,
jak to jęczał naród polski
w kajdany zakuty,

bo na Polskę źli sąsiedzi
napadli przed laty
i rozdarli nam ojczyznę
na szmaty… na szmaty…

Śpiewa hejnał, jak Kościuszko
przysiągł na szablicę;
jak z chłopami wrogom sprawił
krwawe Racławice.

Śpiewu hejnał, jak wrogowie
wzięli wodza siłą…
Jak śmierć swego Naczelnika
uczcił lud — mogiłą.

Płyną, płyną cudne dźwięki
z mariackiej wieży —
a matusia z Marysieńką
ku rynkowi bieży.

I pochyli się ku dziecku
i szepnie jej w uszko:
— Klęknij córuś, tu przysięgał
nasz wielki Kościuszko.

I całują obie z mamą
kamienną tablicę…
A gdy wstaną, już przed nimi
stoją Sukiennice.

Na ten widok Marysiątku
serce głośniej bije…
mama kupić jej przyrzekła
medalik na szyję,

a Frankowi obiecała
kozik wyrzynany
za to, że jej krówki pasie,
synuś ukochany.

Cuda! cuda w Sukiennicach!
Ale w tym jest bieda,
że matusia nic nie kupi,
aż swój towar sprzeda.

Siedzi Maryś przy matusi
i cierpliwie czeka,
a godzinka za godzinką
migiem jej ucieka.

Już sprzedane jaja, mleczko
jagódki z dzbanuszka;
jeszcze tylko się zostały
rumiane jabłuszka.

Wtem czerwonym swym kabatem
„chrzestny“ mignął w tłumie:
— Szczęść wam Boże, pani kumo!
— Bóg wam zapłać kumie!

— Toście widzę, mi przywiedli
małą mą chrześnicę,
siedźcież tutaj, a my sobie
pójdziem w Sukiennice.

Skoroście ją na krakowski
przywiedli jarmarek
musi chrzestny dziecku sprawić
uczciwy podarek.

Kupił „chrzestny“ Marysiątku
wstążkę, koraliki:
wtem, na rynku zabrzmią tony
wojskowej muzyki.

„Chrzestny“ bierze ją w ramiona
i rączkę jej ściska:
— Przyjrzyj-no się im Marysiu
przyjrzyj się im z bliska —

rączką pozdrów ich dziewuszko,
a pozdrów ich szczerze,
bo to nasze są chłopaki
to polscy żołnierze!

Polskie mają karabiny
i polskie mundury,
patrz, jak świeci nad ich czołem
Orzeł srebrnopióry.

Już skończone rządy wrogów
nikczemne, łajdackie,
w prochu leżą orły pruskie,
carskie, austriackie!

Hej, wybiła Polsce naszej
radosna godzina…
Patrz! nasz orzeł na ratuszu
skrzydła swe rozpina!

Tak chłop siwy z Marysieńką
chrzestną córką — gwarzy
i łzę otrze wierzchem dłoni,
co mu cieknie z twarzy.

Słucha, słucha Maryś mała,
dziwi się i pyta
i różanych ust uśmiechem
znak wolności wita.

…………
…………

Wraca Maryś z mamą do dom
lśnią w słońcu jej włoski,
lśni na szyjce medaliczek
Matki Częstochowskiej.

Z dumą patrzy Maryś w dzbanek,
czy też Franuś zgadnie,
co tam niesie mu siostrzyczka
w tym dzbaneczku na dnie?

Maryś z mamą mu kupiła
kozik wyrzynany
i orzełka na czapeczkę
z blachy posrebrzanej.

I gazetkę niesie tacie
i wszystko im powie,
co widziała, co słyszała
na rynku, w Krakowie.

Twoja ocena
Zofia Rogoszówna

Wiersze popularnych poetów