***
Jednemu zima – arak, poncz błękitnooki,
Drugiemu – grzane wino z wonnym cynamonem,
A trzeciemu okrutnych gwiazd słone wyroki
Sądzono pod pułapem dźwigać okopconym.
Odrobina ciepłego pomiotu kurzego
I baraniego ciepła nie wiadomo po co:
Wszystko oddam za życie – niech go tylko strzegą –
Przy siarkowej zapałce ogrzałbym się nocą.
Popatrz: z glinianym tylko ręka moja dzbanem
I świergotliwe gwiazdy łaskocące w uchu,
Ale w żółtości trawy i w cieple glinianym
Jakże się nie zakochać pod marnością puchu.
Cichcem przewracać słomę, wełnę głaskać miękką,
Głodem jak jabłoń zimą w rogoży przymierać,
Co obce, niedorzecznie czułą pieścić ręką,
Cierpliwie wyczekiwać, w ciemnej pustce szperać.
Rozpierzchną się spiskowcy, rzucą się po śniegu
Zbitym czarnym kierdelem: chrzęści szreń w poświacie.
Jednemu zima – piołun, gorzki dym noclegu,
Drugiemu – sól zajadła w krzywdy majestacie.
Gdybyż na długim kiju osadzić latarkę,
A pies niech biegnie przodem w okrutnej gwiazd soli,
I tak z kogutem w garnku odwiedzić wróżbiarkę,
A śnieg biały, bo biały, oczy żre, aż boli.
1922
Osip Mandelsztam