Niebywałość światła w tej potężnej nocy.
Która nie ma źródła.
Która nie maleje.
Twarz księżyca pocięta kreskami gałęzi,
mozół mrówki, która nieustannie
idzie do nieba.
Ponieważ mrówka jest częścią procesu,
taniec starych sosen w tej ciemnej katedrze,
gdzie jeden mrok łączy się z drugim.
Ponieważ liść jest częścią procesu,
tylko żyć i umierać, żyć i umierać,
żyć i umierać powoli
jak gwiazda. Te robią wrażenie,
małe eksplozje wielkiej duszy świata,
która nie ma źródła i rośnie.
Mamo, jaka duuuuża muzyka!
Na styku sezonów,
w czasie przejrzystym jak kryształek piasku,
czułość jeży śpiących blisko tętna ziemi.
Wysoko w gałęziach szepty i wołanie.
Pierwsze płatki śniegu na policzkach dziecka,
kiedy biegniemy po prezent:
rozgwieżdżony listopad
nad Narwią.