Kompost

Julia Fiedorczuk

Te maleństwa, które jedzą ciała liści na podłodze lasu.
Rozcieram w palcach zimną grudkę ziemi,
proch wypełnia poziomice egzotycznej mapy.

W moich tętnicach koncert obcej muzyki,
szum krwi i życia, które mnie chwilowo gości jak rzeka
przypadkowy liść:
wyboista podróż w dół błyszczących wodospadów z widokiem na niebo.

Kładę się na mchu.
Ołów chmur pocięty żyłkami gałęzi,
białe słońce, wiatr i poruszenie skrzydeł,
bez znaczenia, oczy, pazury i pierze,

bez znaczenia iskra między ciemnościami.
Wdech i wydech. Wdech i wydech poza mną,
ponieważ jestem zgięciem wielkiej płachty czasu,
mieszkam w wygnaniu,
zmarszczka na powierzchni wody ciemnej jak milczenie.

Liść wpada do rzeki, a rzeka do morza.
Morze zakwita czerwienią ukwiałów.
Nad tą cudną łąką, pod sklepieniem fali
wolno pływają obojętne ryby.

Twoja ocena
Julia Fiedorczuk

Wiersze popularnych poetów

Lęk

Jestem niespokojna. Boję się o kobietę która nie żyje już od siedmiu godzin. Co będzie z nią dalej? Boję się o jej dziecko które starsze o siedem godzin rozpłakało na…

Ibuprom

Wybierając estetyzację rezygnujemy z estetyki ale o ileż więcej w tym humoru i zabawy te złocone talerze pełne dojrzałych cytrusów mówią same za siebie Wybierając wybieranie rezygnujemy z idei czasownika…

8

8. Teraz od końca. Bywają tak wilgotne rzeki, że sama myśl o praniu wywołuje drętwotę na koniuszkach palców. Kobiety już dawno zawiązały tajne stowarzyszenie. Łączy je wspólne powinowactwo, wspólne zamykanie…