W haremie tęsknot samotna dziś błądzę,
Spragniona świeżych ust, krwi i gorąca,
Z pod kwiatów senną wygrzebałam rządzę
I patrzę smutnie w pobladłą twarz słońca.
Wieczór nadchodzi fioletową chmurą.
Nie patrzcie na mnie dziś oczy bratkowe,
Czemu oblewasz się wstydu purpurą,
Różo, i schylasz w dół królewską głowę?
Odwróć odemnie twarz, daturo blada,
Blade zdziwieniem narcyzowe twarze,
Noc idzie, noc… Nie patrzcie — noc zapada:
Dziś jeszcze zwalić chcę moje ołtarze…
Cicho — to smutny wieczór… Wzrok przesłania
Jakieś krwi morze i iskier migoty.
Napróżno tłumię rozpaczliwe łkania
Napróżno tłumię wielkie łzy tęsknoty.
Cicho — to smutny wieczór… drżące dłonie
Z niemem błaganiem wyciągam nad kwiaty…
Tęsknię… To smutny wieczór… Zachód płonie,
We łzach się łamią złota i szkarłaty.
To smutny wieczór… Z białego kielicha
Woń się wznosiła mgłą lekką, błękitną…
Wiesz, — kto raz w życiu tą wonią oddycha…
Prawda — te kwiaty dzisiaj już nie kwitną.
Wiesz — ten ostatni zmięłam własną dłonią,
Biały, przeczysty, cudny kwiat — wspomnienie…
Wiesz, kto raz w życiu oddychał tą wonią,
Nigdy już… — Cicho. Idą nocne cienie.