Siedzisz w ogrodzie samotny z notatnikiem, kanapką, flaszką i fajką.
Jest noc, ale taki spokój, że świeca płonie nie migocząc,
rozsiewa nad stołem odblask chropawych desek i odbija się w butelce i szklance.
Pociągasz łyk, przełykasz kęs, nabijasz i zapalasz swoją fajkę.
Piszesz jedną linijkę albo dwie, robisz przerwę i medytujesz
nad smugą zorzy wieczornej, która podąża ku jutrzence…
morze blekotu, zielonobiała piana w ciemności nocy letniej
ani jednej ćmy wokół świecy, ale chóry komarów w dębie,
liście nieporuszone ku niebu… I osina, która szeleści w ciszy;
Cała natura potężna miłością i śmiercią wokół ciebie.
Jakby to był ostatni wieczór przed długą, długą podróżą:
ma się bilet w kieszeni i wreszcie wszystko zostało spakowane.
Można tak siedzieć i czuć bliskość odległych lądów,
czuć, jak wszystko jest we wszystkim , jednocześnie swoim końcem i swoim początkiem
czuć, że tu i teraz możliwe są i odjazdy, i powroty
i że śmierć i życie burzą w nas jak tęgie wino!
Tak, stać się jednym z nocą, z samym sobą, z płomieniem świecy
która patrzy mi w oczy spokojnie, zagadkowo i spokojnie,
zespolić się z osiną, która drży i szepce,
z gromadkami kwiatów, które wychylają się z ciemności w nasłuchiwaniu
czegoś, co miałem już na końcu języka, lecz nigdy nie wypowiedziałem,
czego nie chciałbym zdradzić, nawet gdybym mógł.
I że to dźwięczy we mnie od najczystszego szczęścia!
A płomień rośnie… Tak jakby kwiaty cisnęły się bliżej,
bliżej i bliżej światła w błyszczących punkcikach tęczy.
Osina trzęsie się i muzykuje, zorza wieczorna stąpa
i wszystko, co było niewypowiedziane i dalekie, jest niewypowiedziane i bliskie.
Śpiewam o tym jedynym – co godzi wszystkich,
jedynym pożytecznym, jednakim dla wszystkich.
tłumaczenie Janusz B. Roszkowski
Gunnar Ekelöf