Daphnis

Szymon Szymonowic

Kozy, ucieszne kozy, ma trzodo jedyna!
Tu, kędy to zarosła poziema leszczyna,
Tu gryźcie list zielony, gryźcie chrościk młody;
Ja tym czasem przy strugu tej ciekącej wody
Przylęgę; i frasunku lubo snem swobodnym,
Lubo będę zabywał śpiewaniem łagodnym;
Ponieważ mię tak moja Phyllis wyprawiła,
Że mię na wieki wolnych myśli pozbawiła.
Coż czynić? jakie szczęście o człeka się kusi,
Tak sercu bywa błogo, i tym się paść musi.
Okrutna Phylli, tobie ani zdrowie moje,
Ani starganych myśli ciężkie niepokoje,
Ani serce związane, ani zbytnie chęci,
Ani słowo oddane zostawa w pamięci!
Chociaj tobie i sady moje zaradzały,
Chociaj koszary mleka i słodkie nabiały,
I co piękniejsze jagnię, i koźlęta małe,
I za tobą szły barci i pasieki całe,
A nad[e] wszystko ja sam; i pieśniami memi
Rozsławiłaś się między pasterzmi wszystkiemi.
Przedtym albo nic, albo nie wiele cię znano,
I krępą, i Cyganką czarną przezywano.
Dziś i płeć, i postawa u ciebie nadobna,
I uroda do jedlin wysokich podobna,
Lice do mleka z rożą, wargi koralowi.
Zęby perłom, miękkiemu włosy jedwabiowi.
Dziś cię, co żywo, chwali; a to uczyniły
Pieśni moje, ktore cię wszędzie rozgłosiły.
Ty przedsię mną pogardzasz, a ledwie nie tego
Pragniesz, abyś mię w rychle miała nie żywego
Teraz, jako to słońce w południe dogrzewa,
I ptak, i bydło w cichych chłodach odpoczywa,
I oracz wolno puścił woły wyprzężone,
I pod krzami ucichły jaszczorki zielone,
Ja tylko nędznik w sercu mam ustawną trwogę,
Ani strapionych myśli uspokoić mogę.
Lwica za wilkiem bieży, za kozą wilczyca,
Koza za wrzosem, a mnie do ciebie tesknica,
Każdego swoja lubość, swoja żądza pędzi;
Każdego swój mol gryzie, swoja nędza swędzi.
Ułapiłem sarneczek parę, jeszcze mają
Srokacinki na grzbiecie, co dzień wysysają
Dwie dojne kozie; a te chowam samej tobie:
Dawno Thestylis chciała uprosić je sobie,
I podobno otrzyma, ponieważ prze twoję
Zbytnią hardość u ciebie śmierdzą dary moje.
Tu lasy, tu po lesiech ptaszkowie śpiewają;
Tu łąki, a po łąkach piękne stada grają.
Tubysmy z sobą wieku miłego zażyli,
Tubysmy aż do śmierci lata przetrawili;
Byś się tylko pasterską budą nie brzydziła,
Byś tylko umysł ku mnie cały przykłoniła.
Tu jamy mchem odziane, tu debrze, tu cienie,
Tu strugi uciekają szemrząc przez kamienie,
Tu wyniosłe topole, lipy rozłożyste,
Tu jawory, tu dęby stoją wiekuiste.
Ale bez ciebie żadne rzeki, żadne gaje,
Bez ciebie żadne miejsce k sercu nie przystaje.
Nie owszem mię też możesz potępić w urodzie:
Widziałem się niedawno z brzegu w jasnej wodzie.
Nie kożdy z sąsiad moich, byś też i ty zgoła
Sądzić miała, podle mnie w tej mierze wydoła.
Owiec u mnie na polach ruskich tysiąc chodzi,
Tyle drugie z nich co rok jagniąt się przypłodzi.
Tu koło mnie koz tysiąc; mleka mam bohato,
Mam świeże całą zimę, świeże całe lato.
Potrafię też na gęślach, i o dwojej kwincie,
Jako więc na Aktejskim grawał Aracyncie
Amphion muzyk Derski, gdy chodził za stady,
A lasy, i źwierz dziki szedł za jego szlady.
Coż potym? gdy ja prożno śpiewam, prożno proszę,
Gdy od ciebie żal jawny i wzgardę odnoszę.
Okrutna Phylli! lecz i ja mało rozumny,
Co narzekaniem złomić chcę twoj umysł dumny.
A ty się z tego kędyś pośmiewasz na stronie,
Abo kogo inszego piastujesz na łonie.
Śmiej się zdrowa, okrutnej lwice srogie plemię!
Potym, kiedy nasypą na me oczy ziemie,
Niechaj ten napis niesie wyniosła mogiła:
Phyllis sroga nędznego Daphnisa zabiła.

Twoja ocena
Szymon Szymonowic

Wiersze popularnych poetów