Życie

Zdzisław Stroiński

Tyl­ko przed świ­tem wi­dać było, jak deszcz giął wierz­by i łozy nad wodą spło­szo­ną skrzy­dłem wra­ca­ją­cej sowy.
Ale to już daw­no, gdy zie­mia wy­rzu­ci­ła z sie­bie krzyk i pło­mień, któ­ry zbu­rzył domy i cho­rą­gwie.
Pa­mię­tasz, po­le­gły przy­ja­cie­lu? – krzyk i pło­mień gasł w dło­niach roz­war­tych – nocą wzno­si­ły się strza­ły ostat­nie jak srebr­ne bań­ki po­wie­trza z ust to­ną­cych.
Nie­bo pły­nę­ło wte­dy głę­bo­kie i spo­koj­ne, a go­tyc­kie źdźbła tra­wy po­chy­la­ły się bli­sko, co­raz bli­żej, już w oczach.
I umrzeć było tak ła­two – tyl­ko dniem w dym i słoń­ce się po­chy­lić, tyl­ko nocą gwiaz­dy co­raz chłod­niej­sze dło­nią z czo­ła od­gar­nąć.
Domy pę­kły i po­sy­pa­ły się w gru­zy po­pie­la­te i po­ma­rań­czo­we – sprząt­nię­to je – na tym miej­scu w skle­co­nych na­pręd­ce skle­pi­kach prąż­ko­wa­ny grze­bień szcze­rzy zęby w krzy­wym uśmie­chu i świe­ci łysy pa­gó­rek ce­bu­li. Pod mu­rem rząd ko­szów z chle­bem i buł­ka­mi.
Idą lu­dzie uli­cą, na któ­rej ka­mień i as­falt już tyl­ko.
Więc umie­rać jest trud­no. – Tam gdzie ro­ze­bra­no ba­ry­ka­dy, wy­rósł las po­mi­do­rów i po­ran­ny krok ro­bot­ni­ków grze­cho­cze po wy­my­tych mgła pły­tach, i ostry głos trąb­ki sa­mo­cho­do­wej strze­la z pę­dzą­cej na ob­ła­wę ko­lum­ny.
Z ama­ran­to­wych pła­tów dru­ku, nie­spo­koj­nych jak cho­rą­giew, znów krzyk i ci­sza ście­ka na uli­cę, na któ­rej ka­mień i as­falt już tyl­ko. – Więc umie­rać jest trud­no. Bo pod wy­so­kim skle­pie­niem sal­wy ży­cie jest pro­ste jak śmierć.
Przy­ja­cie­lu, pa­da­jąc pod łuk sal­wy – uwa­żaj, nie uderz gło­wą o kosz z chle­bem.

Twoja ocena
Zdzisław Stroiński

Wiersze popularnych poetów

Przeniosłem się do Dublinu

Przeniosłem się do Dublinu, żeby to z tobą domówić, majestatyczny Cieniu, którego studiowałem tak żarliwie przed tylu laty, czy odczytałem twoją lekcję jak należy? czy dojrzałem prawdę poprzez twoje wszystkie…

Rozum

Bezbłędny w myleniu poglądów w niezbitych dowodach które sobie przeczą. W zbitych z tropu taktach Coraz mniej w tobie leukocytów światła Już cię nic nie oświeci Może jeszcze ciemność.

Wczesne godziny

Wczesne godziny przedpołudnia; jeszcze nie piszesz (nie próbujesz pisać, raczej), tylko leniwie czytasz. Wszystko jest nieruchome, spokojne, pełne, tak jakby to był prezent ofiarowany przez muzę powolności,   jak dawniej,…