W zaułku biedy miałem kiedyś dom,
Prywatny azyl, mały własny kąt.
Jak korzeń z drzewem tak złączony byłem z nim,
I czułem, że nie, ruszę się już stąd.
Jak zwykły człowiek, miałem kiedyś dom.
Pokoik z kuchnią, cały ludzki świat.
Przyjaciół, co największym skarbem są,
Śpiewałem pieśni, żyłem jakem chciał.
Aż przyszedł wróg i zburzył ten mój świat.
I zdeptał butem życia mego sens.
Nienawiść w sercu miał, a w oczach czarną śmierć.
Nie wiedział dom mój, jak ma bronić się.
Jak ptak bez gniazda niosąc w skrzydłach strach,
Prowadzę, żonę, dzieci w deszczu łez,
Wygnany z raju idę w obcy świat,
Nie wiedząc, jaki popełniłem grzech.
W zaułku biedy miałem kiedyś dom,
Opada dym, zbrodniarzy słychać śmiech,
Cóż, teraz muszę iść wśród kpin, złorzeczeń, klątw,
Choć czuję, że Bóg nawet nie wie, gdzie.