Oto mej duszy świątynia – z czarnych, jak miłość,marmurów,
gdziem lud spiżowych posągów zaklął nad głębią rozpaczy.
Niech wicher morski gra, niech strąca lwów – Poskramiaczy
w płynny wulkanów żar – w ogniowy pałac Ahurów.
u napowietrzny most z bolesnych krwawych stygmatów
między górami na morzu, jakoby nici pajęcze –
i tu Cię będę niósł, jak chmura porwaną tęczę,
na ten najwyższy cypl – w zorzy polarnej dwóch światów.
I Tobie oddam regiony,co w skalnych zboczach mej duszy,
jak ametysty lśnią:sny prerie; sny jak miesiąc w borze,
tę ścieżynę modlitwy, którą szedł Chrystus raz w mroku.
A dla mnie to bezbrzeżne kraterów gasnących morze,
upiory świateł, wieczność,której już nic nie poruszy –
chyba ten Bóg – co przyszedł mię potępić – w Twoim wzroku…
Wiersze popularnych poetów
boso
nie zostawiajmy tego na pastwę języka sens i granice jakby gwiazdki przypisu podciągnijmy to zawieśmy w definicji ucha początku realizowanej normy nad przejściem podziemnym rozwieszone tło chodzi po przystankach gada do siebie o pięciu minutach pod puszczonym okiem ballada szeroka jak teoria pieprzenia pierwsza trudna…
Przedmowa
Ty, którego nie mogłem ocalić, Wysłuchaj mnie. Zrozum tę mowę prostą, bo wstydzę się innej. Przysięgam, nie ma we mnie czarodziejstwa słów. Mówię do ciebie milcząc, jak obłok czy drzewo.To, co wzmacniało mnie, dla ciebie było śmiertelne. Żegnanie epoki brałeś za początek nowej, Natchnienie nienawiści…