24 grudnia
Spacerując nocą po ulicach senni od czosnku, z wąsami od wina doszliśmy do domku przy działkach. Był ciężki od świateł. Srebrne renifery z Lidla jarzyły się w trawie jak kosmiczne spodki. Nadmuchane bałwany jak duchy kołysały się, uderzały brzuchami. Wyjęliśmy z kieszeni pieczone jabłka w aluminiowej folii i zjedliśmy je na mrozie.