Chata w puszczy

Wincenty Pol

Po­śród pusz­czy jo­dło­wéj
Nad roj­sta­mi dzie­dzi­na.
Le­śnik po­szedł na łowy,
A przy mat­ce chłop­czy­na.
Po­lny ko­nik świe­go­ce;
Cien­ką wstę­gą z łu­czy­wa
Dym błę­kit­ny wy­pły­wa,
A pło­my­czek mi­go­ce.

„Idź spać, dzie­cię! idź dusz­ko!
„Sama ojca po­wi­tam…“ —
„No, to idę na łóż­ko,
Lecz coś jesz­cze za­py­tam:
Cze­mu, po­wiedz mi, mamo!
Nie strze­la­ją tak samo,
Jak to w le­cie strze­la­li?
Czy już nie­ma Mo­ska­li?“ —

„Cyt, ma­leń­stwo! mów ci­szej!
„Bo w po­bli­żu żoł­nie­rze,
„Jak cię czer­kies po­sły­szy,
„To cię z sobą za­bie­rze!“

— „A ten pa­nicz gdzie, mamo!
Coś mu dała śnia­da­nie?
Co to w bia­łej suk­ma­nie
Stał przy ko­niu za bra­mą?
Tak się grzecz­nie uśmie­chał,
Dał mi ja­dąc trzy gro­sze,
Po­wiedz, mamo, mi pro­szę!
Gdzie ten pa­nicz po­je­chał?“ —

„On po­je­chał z na­sze­mi,
„Sie­dem Nie­mnów prze­bro­dził,
„I nie wró­cił do zie­mi,
„Gdzie się mat­ce na­ro­dził.“

— „Może on się tam smu­ci?
Mamo! może on pła­cze?
Kie­dyż ja go zo­ba­czę?
Mamo! kie­dy on wró­ci?“

Na to mat­ka wy­da­ła
Z pier­si tchnie­nie ża­ło­sne,
A dzie­ci­na py­ta­ła:
„Kie­dy wró­cą?“ — „Na wio­snę!“

— „Co, na wio­snę!? oj, mamo!
I znów będą strze­la­li?
I za­gra­ją tak samo,
Jak nad ra­nem raz gra­li?“

„Tak, tak samo. — Śpij dusz­ko!
„Bo już póź­no — śpij so­bie!“
— „To już idę na łóż­ko;
Lecz na wio­snę coś zro­bię!“

„Cóż ty zro­bisz dzie­ci­no?“
— „Jak tu oni nad­pły­ną,
I znów sta­ną nad la­sem,
To się bar­dzo ucie­szę,
I pod­ro­snę tym­cza­sem,
I za nimi po­śpie­szę!…“

Twoja ocena
Wincenty Pol

Wiersze popularnych poetów

Trzech Budrysów

Stary Budrys trzech synów, tęgich jak sam Litwinów, Na dziedziniec przyzywa i rzecze: „Wyprowadźcie rumaki i narządźcie kulbaki, A wyostrzcie i groty, i miecze. Bo mówiono mi w Wilnie, że…

Groza na ekranie

Noc zamczysko. Upiorne cienie… Księżyc przez okno wlewa się strugą szeroką Gdzieś w oddali śpi znużone miasto Przez ponure komnaty wionie śmierci tchnienie Jakieś koszmarne widma po kątach się wloką…

Po deszczu

Deszcz, słońcem zaskoczony — poszperał u płotu I zdrobniał — i, łzawiejąc, w bezkres się oddala. Niebo w kałuż błyszczydłach — obłoki utrwala, Jakby ktoś wodę biało opierzył do lotu….