Ta ryba, wyrzeźbiona w drzewie, na której znać
ślady rylca gotyckiego artysty,
jest ciężka jak kamień. Widać, jak się apostołowi
z dłoni wyślizguje. Plusk jej napełni
i Morze Martwe, i jezioro Genezaret,
i Morze Śródziemne, i Bałtyckie, i Kanał,
i Oceany, i Morza Południowe.
Plusk drewnianej ryby, którą nakarmiono rzesze głodnych,
jak skrzypem innego drzewa karmią się pokolenia.
Lecz dzisiaj kują krucyfiksy z aluminium, z metalu,
w którym pozostał trzask zestrzelonych samolotów,
a który biały jest niby mleko. I jakże lekki!
Twoja postać z dzbanem, której nadano ostrość włóczni,
stoi koło mnie. Oto cisza: napoisz nas mlekiem,
rozdzielisz je między nowe pokolenia,
mleko oślicy, które wielbili starożytni,
mleko kóz, żywicielek ubogich,
mleko matki zestrzelonego lotnika.