Robotnik wspinający się na dźwig portowy

Witold Wirpsza

1.

 

Pierwsza chwila: oderwanie nogi od ziemi

i postawienie jej na stopie żelaznej konstrukcji

nadaje człowiekowi znaczenie pszczoły. Wewnątrz płuc

rozlega się brzęczenie – krążenie krwi

dźwiga ciało wzwyż, napina mięśnie, wyostrza wzrok,

wyodrębnia przestrzeń, tak jak skóra odgranicza

istotę ludzką od otaczających przedmiotów.

 

Jedną ręką uchwycony poręczy, drugą

zatacza bezwiednie półkole. Linia horyzontu

staje się przez to wyraźniejsza, na powierzchnię wody

kładzie się przezroczysta powłoka aluminium.

Pozdrowiony niech będzie wiatr chłoszczący oczy

skrzydłami przelatującej mewy.

 

2.

 

Każdy krok rozszerza pszczele możliwości. Robotnik zadziera głowę do góry:

żelazny zwał dźwigu przytłacza go coraz mniej.

Poszczególne żebra rysują się wyraźniej, a jedynie oczy

pozostają złote z miłości.

 

A jednak ta sekunda odpoczynku urasta w wieżę

z alabastru. Mewy zamieniają się w drobne żagle,

popychane ręką niewidzialnego dziecka, którego głowa

może się nagle wynurzyć z rozbitej barki,

wielka jak zbliżone słonce. Z daleka dolatuje skrzyp

dźwigów, które wcześniej rozpoczęły pracę.

 

3.

 

Następny krok w górę.

 

Teraz pszczoła może ulecieć. Osiągnięty został cel wspinaczki

– maleńka balustrada na szczycie i ciało jej stało się nieważkie.

Ręką można zatoczyć wielki łuk, nie półkole już, a

pełne trzysta sześćdziesiąt stopni. To jest

jak ruch skrzydła mewy, która siada na wodę. Wszystko się zakołysało.

 

I oto niebo jak dzwon średniowieczny nakryje wszystko dźwiękiem,

a pełnia spiżu rozleje się w krajobraz niby potop miodu.

Upał nad portem! Upał nad portem! Płynąć nad portem

jak balon jedwabny i miękki, pełny ciepłego oddechu.

 

Następny krok: pszczoła znika. W kabinie pozostał człowiek,

siadł pewnie przy lewarach i przekładając dźwignię

zmusił szczękę dźwigu do obrotu.

To już nie zamach ręką:

wycinek horyzontu jest ściśle obliczony. Za następnym ruchem

leje się struga węgla do brzucha statku. Karmimy świat.

Czarny słup pyłu odepchnął mewy w słońce.

Twoja ocena
Witold Wirpsza

Wiersze popularnych poetów

Spóźniony słowik

Płacze pani Słowikowa w gniazdku na akacji, Bo pan Słowik przed dziewiątą miał być na kolacji, Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma, A już jest po jedenastej – i…

Amalia

Najpiękniejsza jako anioł z raju, Najpiękniejsza nad wszystkie dziewica; Wzrok jej luby jako słońce w maju, Odstrzelone od modrych wód lica. Pocałunek jej, ach, nektar boski! Jako płomień gubi się…

time to ride

Mężczyzna mieszkający w szklarni ma w kieszeniach kurze łajno, to mu ogrzewa ręce, kiedy chodzi po placu i mówi na wspak. Lubi mały bar z dużym, optymistycznym parkingiem. Jego córka…