O Źelonym oku

Tytus Czyżewski
„o Źelonym oku“
i o swoim malarstwie
(autokrytyka — autoreklama).

„Źelone oko“ napisał Tytus Czyżewski t. zn.

ja

myśląc o pszewrotnośći koloruw, linji i formy. W świeće wszystko żyje i wszystko ma swoją wartość. Co ńe żyje — ńe istńeje, a co ńe istńeje ńema ańi formy, ańi barwy.
„Koćą serenadę“ napisałem  „nathńony“  pszez uczuće miłosne pewnego koczura starego znajomego mej znajomej kotki.
Miłość u zwieżąt odbywa śę z furrorem i z bezpośredńośćą Instynktu.
„Pastorałki“ moje są reminiscencją podtatszańskiej wśi rodźinnej (z lat dźećinnyh), na kturą spadł obfity śńeg grudńowy

hej kolęda, kolęda.

„Śpiewające domy“ to „poemat“ kszywośći linji i miary. Wszystko tańczy w europejskiej hući powojennej.
Domy śmieją śę z ludźi, a ludźe płaczą nad swoją głupotą.
Dźeći śmieją śę z rodźicuw.
„Melodja tłumu“ jest to poemat ńepokoju, albo denerwujący misz-masz paryskiego bulwaru (bul-miszlu), na kturym znalazła śę moja osobistość (polskiego artysty bez steru i kotwicy).
„Le soir d’ amour“ jest to szczękańe zembami pszed „tem“ — co „potem“ staje śę zwykłą banalnośćą.
„Elektryczne wizje“ — zmehańizowany poemat.
Człowiek spłodźił i rozpętał mahinę, ktura kiedyś zabije go, albo wywyższy.
Zbudujemy maszyny — pojedźemy na gwiazdy, aby obserwować słońce.
Słońce zdźiwi śę skąd człowiek nabrał „tyle“ rozumu.
Człowiek zbuduje mehańiczne słońce.
Stare słońce — to stara poczćiwa maszyna.
Kohajmy słońce i ńe wygadujmy na ńego poza oczami.
Pszyszły człowiek, to elektryczna maszyna — czuła, skomplikowana, a prosta w stylu.

 

.                     .                       .                     .                     .                      .

 

Rużńi krytycy pisali o „Źelonym oku“ rużne żeczy.
Krytycy piszący w gazetah o „poezji“ zgadzali śę prawie wszyscy na jedno, — że moje poezje są złożone z minimum „talentu“, natomiast malarstwo moje uważali za żecz „epokową“.
Naodwrut — krytycy piszący w gazetah o „sztukah plastycznyh“ zgadzali śę prawie wszyscy na jedno, że poezje moje są „epokowe“ (?!), a malarstwo moje jest „ńedołężne“, bez „rysunku“ i „koloru“.
Wiedząc jednak z doświadczeńa, że w polskiej praśe najlepsze artykuły o polityce piszą inżyńerowie i muzycy, o rolńictwie i ogrodńictwie — generałowie, o handlu — poeći, o poezji — prawńicy i lekaże, o medycyńe — profesorowie językuw starożytnyh (greka, łaćina), o grece i łaćińe — profesorowie rysunkuw, o sztukah plastycznyh — doktorowie weterynarji, geologji i nauk politycznyh.
Z tego powodu jestem o moje „Źelone oko“ i o moje malarstwo zupełńe spokojny.
Kohajće elektryczne maszyny, żeńće śę z nimi i płodźće Dynamo-dźeći — magnetyzujće i kształćće je, aby wyrosły na mehańicznyh obywateli.
Tego wam życzy wasz poeta bez „skszydeł“ i malaż bez „farby“.

Twoja ocena

Gdy domdlewasz na łożu

Gdy domdlewasz na łożu, całowana przeze mnie, Chcę cię posiąść na zawsze, lecz daremnie, daremnie! Już ty właśnie — nie moja, już nie widzisz mnie wcale: Oczy mgłą ci zachodzą,…

jest cicho, że aż głos się łamie

ulica jest pusta. z pustego nawet ja umiem wypić. palce mamy skostniałe od zimna. na ustach parę, w kieszeniach strony wyrwane z bibliotecznych książek. nie tyle idziemy, co raczej miasto…

Nic dwa razy

Nic dwa razy się nie zda­rza i nie zda­rzy. Z tej przy­czy­ny zro­dzi­li­śmy się bez wpra­wy i po­mrze­my bez ru­ty­ny. Choć­by­śmy ucznia­mi byli naj­tęp­szy­mi w szko­le świa­ta, nie bę­dzie­my re­pe­to­wać…

wiersze dla dzieciwiersze o miłościwiersze Wisławy Szymborskiejwiersze Jana Brzechwywiersze K.K. Baczyńskiegowiersze Juliana Tuwimawiersze Marii Konopnickiejwiersze o śmierci