Sosna

Zofia Trzeszczkowska

I.

Rośnie ogromna sosna przy lesie u brzegu,
Wyniosła — ledwie szczytu dosięgniesz oczyma;
Niegdyś skromny towarzysz w olbrzymów szeregu,
Dziś, gdy pod stalą padli współbracia olbrzyma,

Kiedy potężne puszcze starł czas w swoim biegu,
Ona jeszcze koronę jak baldachim, trzyma
Opiekuńczo nad młodszą rzeszą — i pielgrzyma
Przyzywa na spoczynek, użycza noclegu.

Duma samotna sosna… Jakież sny i mary
Muszą ją tu nawiedzać w księżycowe noce?
Może książęce łowy? Grające ogary?

Owdzie chrząknie odyniec, tam niedźwiedź łomoce.
Potem — zgrzyt… jęk… znów głusza… i samotnik stary
Szumi w chór z szmerem rzeki, co blizko pluchoce.

II.

Mów mi, stara piastunko łowców i rycerzy,
Czyli w twych szumach płyną lat minionych gwary?
Czy może cicha skarga pokutnych pacierzy
A błaganie o koniec niedoli i kary?

Czasami zdaje mi się, jakbym szczęk puklerzy
Lub jakieś bohaterskie słyszał w nich fanfary;
To znów jakiś tak dziwny dźwięk ucho uderzy
Jakby w dzień zmartwychwstania głos dzwonów u fary.

Może to pieśń piastunki? Śpiewów babki nuta,
Zabłąkana w pamięci zagrała echowo?
Na wianek dla dziewczyny zasiewa się ruta —

W sercu sieją się pieśni… A może to słowo
Jutra? Może godzina w snach piewcy przeczuta,
Która idzie? O sosno, gwarz mi, szum nad głową!

III.

Szumisz, wiekowa sosno, — my z tobą do pary —
Jednakośmy samotni, i tęskni, i smutni,
Patrzący w jakieś jutra promienne sztandary,
Lecz dziś, jak prorok Judy, chmurni i pokutni.

Wiemy, że nie dla naszych ust skrzące puhary,
Ani pogodna nuta Czarnoleskiej lutni;
Że inni spiją wina — dla nas męty czary;
Gdy głos śmielej podniesiem — wnet ktoś krzyknie: utnij!

Ty patrzysz na wycięte puszcz drogich obszary,
Przed oczyma pieśniarza zgliszcza i pustkowie;
Lecz jest cudna legenda ludzi silnej wiary:

Za gwiazdą szukać prawdy szli przez świat magowie
I doszli, — któż śmie wątpić, co mu jutro powie?
Więc niech brzmią piewców hymny, szumią twe konary!

Twoja ocena
Zofia Trzeszczkowska

Wiersze popularnych poetów

Co to będzie

Oddam rękę z całą resztą Bez reszty cała wydam się Epikur znowu będzie wino pił Sokrates strzeli sobie z bardzo bliska w siwy łeb Nie szybko gala ta powstała Mariażów chciałeś ty nie ja Miraże nogą rozgniatałam A na Porlnoy’a bóle pazur miałam i szeptałam…

mandala

Twoje malinowe trąbki, rewolucjo. Twoje papierosy, twoje pomarańcze. Tak jest! Miasto inwestuje w kolory, będziemy bawić się w mieście pośród ładnych nazw. Ty i twoje tatuaże na dnie mojego oka – duże jak jeziora, mądre jak obrazy. A miasto lubi swoich rozbitków, układa ich w…

Cóż są, o Panie, miasta możne?

Cóż są, o Panie, miasta możne? W zatraty, w zguby swej godzinie są jak ucieczka przed płomieniem i nic im nie jest pocieszeniem, i jako cień ich dzień pominie. A tam jest śmierć. Nie tamta, co ukłony już im w dzieciństwie dziwne zasyłała — tamta…