Wiersze o państwie

Julian Tuwim

1

Dogasa legendarna łuna
Pożarów, kurzu, krwi i walk,
Polsko, wskrzeszona od pioruna,
Wezbranych chmur i wieszczych warg!

Sztandary twoje, przesiąknięte
Poezją i pokoleń krwią,
W muzeach drzemią – i są święte;
I dobrze jest, że święte są.

Jak walka miała lata szkolne
(I laury – jak liryczne bzy),
Tak muszą mieć narody wolne
Zadumy swoje, klechdy, mgły.

I trzeba, żeby wargi drżały,
Czytając smutny dziejów skrypt,
I tylko bęcwał przemądrzały
Nie drgnie w grobowym mroku krypt.

2

Lecz nam w misterium przepowiedni
Rosła o państwie każda wieść,
Więc dziś wolności dzień powszedni
Trudno zrozumieć nam i znieść.

Od chorągwianych amarantów
Żądamy cudów, niczym w Lourdes,
I uskrzydlonych policjantów
Wzywamy śród ulicznych burd.

A on nie Konrad, on nie Gustaw,
Ni Króla Ducha dalszy ciąg.
Jemu wystarczy „Dziennik Ustaw”,
Najmistyczniejsza z polskich ksiąg.

I żadnej w tym nie widzę racji,
By rozanielił się nasz wiek:
Żeby Anhellim był Zawadzki,
A Wernyhorą wieszczym – Beck.

3

Wielki to mozół i tortura
Być państwem wymodlonym przez
Poetów, co maczali pióra
W gorzkim inkauście krwi i łez.

Być państwem, które ma w obiegu,
Niczym walutę, echa słów
Z tamtego, dalekiego brzegu
Proroczych mgieł i mglistych snów.

Gdy „późny wnuk”, co w duchy wierzy
Mistyczny rozwiązuje szyfr,
Nieubłagani buchalterzy
Przychodzą z kolumnami cyfr.

I jeśli bilans się nie zgadza,
Gdy trzeba znów podatków, ceł,
Do sumień apeluje władza
Słownictwem romantycznych dzieł.

4

Temporis acti laudatorzy!
Lub wy, dla których dziś – to cud!
Nie było „lepiej”, nie jest „gorzej”,
Draństw nie przybyło ani cnót.

Nie było „gorzej”, nie jest „lepiej”,
Zawsze potrzebny glebie gnój.
Obok widzących byli ślepi,
A przy szlachetnych – kilka szuj.

I już ludzkości pierwocina
Wyodrębniła każdy dział:
Już Abel brata miał Kaina,
A Kain brata Abla miał.

Przy czym ów Abel był schöngeistem,
Nie wartym, by go nosił glob,
A Kain zerwał z tym mazgajstwem
I dowiódł, że jest… „byczy chłop”.

5

Karności ucz, urabiaj, mustruj,
Zarządzaj, sądź i skazuj! Wiem:
Tak każe racja stanu, ustrój;
Lepszy czy gorszy – mniejsza z tem.

W każdym jest śmieszność, grzech i zgroza,
I groteskowej mocy gest.
Szubienicznego splot powroza
Gordyjskim jego węzłem jest.

A sprawiedliwy niech nie wini
Mocy o przemoc. Tak ma być.
Sprawiedliwemu – na pustyni
Do gwiazd o sprawiedliwość wyć!

W państwowy Samotników sztandar
Noc go otuli. Będzie sam.
Chociaż… kto wie?… czasami żandarm
Służbowo zajrzy nawet tam.

6

Rozumiem wszystko: rząd, policję,
Podatki, wojsko, budżet, sąd,
Więzienia, karne ekspedycje
I LOPP, i gospodarczy front.

Rozumiem rygor, dryl wojskowy
I P.K.U. i P.K.O.
I sejm, i rozmach mocarstwowy,
I innych konieczności sto.

Ani się dziś nie bałamucę
Humanitarnym „och” i „ach”!
Jak rząd – to rząd. W rządzenia sztuce
Chirurgiem trzeba być i – ciach!

Jedno pytanie tylko – szorstkie,
Lecz zasadnicze: czemu w tej
POTĘŻNEJ FIRMIE, W PRZEDSIĘBIORSTWIE
Ma Duch, Ideał wodzić rej?

7

Gdzie on? I w co się ucieleśni?
Już państwo jest i dzielny rząd;
Urasta siła; głuchną pieśni
Cmentarnych, żałobniczych świąt.

Tężeje rześka młodzież w sporcie,
I B.G.K. ma groźny gmach,
Ruch coraz większy w gdyńskim porcie
I większa moc w marsowych brwiach.

Niech jeszcze zgłuchnie głodnych skowyt,
Niech państwo wszystkim pracę da,
A duch się wcieli. W co? W dobrobyt?
W rekrutów? w Gdynię? w B.G.K.?

W potęgę! A potęga nasza
To co? To – Duch!… I właśnie ta
Kołowacizna mnie przestrasza:
Mieszanie duchów z B.G.K.

8

Nastanie wreszcie ten dobrobyt,
Siedem tysięcy tłustych lat,
Po uszy będzie pracy, robót,
Eksportem zawalimy świat.

Pobudujemy domy, szkoły,
Szpitale i drapacze chmur,
Stadiony, banki i kościoły,
Teatry i tysiące biur.

Nastanie szczęście: radość, sytość
I Luna-Park – powszechny raj,
Potęga, nadmiar i obfitość,
I wszystko hiper – super – naj…

I gdy w gorączce i pośpiechu
Zaczniemy sięgać szczytów, gwiazd,
Będą pokładać się ze śmiechu
Biesy w podziemiach grzesznych miast.

9

Panie Ministrze Spraw Wewnętrznych!
Dla słowa żywiąc kult i cześć,
Pozwalam sobie w strofach dźwięcznych,
Interpelację pewną wnieść.

Otóż: czy Panu Ministrowi
Wiadomo, że od wielu lat
Ferajna durniów i szumowin
Fałszywe słowa puszcza w świat?

Czy Pan Minister nie uważa,
Że zbrodnia ta, powszechna już,
Na wielkie straty skarb naraża,
Skarb (mówiąc szeptem) ludzkich dusz?

I co zamierza Pan Minister
Uczynić, żeby szajka kpów
Przestała raz uprawiać system
Jawnego podrabiania słów?

10

To jest anarchia! To defetyzm!
Podważa narodowy byt!
Hotentot! Cygan! Metek! Metys!
Pięknoduch! Pacyfista! Żyd!

Jehanna wyskoczyła z kina,
Pieńkower sika wodą z łba,
Jan Narodmowy z Rembielina
Z drużyną korporantów gna.

Pieni się Szczapa, Adolf skrzeczy,
Wieniawa grzmi, jak armat sto:
„Au fond nie widzisz jednej rzeczy!
Bardzo przepraszam! A to co?”

I konkurując znów z Rypinem,
Warszawa w taki wpadła szał,
Jak gdybym znowu karabinem
O bruk uliczny wyrżnąć chciał.

11

„Au fond”… To twoje słówko częste
Bardzo nam przyda się. „Au fond”
Znaczenie właśnie ma i sens ten,
Który mi głupcy spaczyć chcą.

Au fond – to tam, gdzie rdzeń i sedno;
Gdzie sprawy grunt i spód; to coś,
Co samo przez się jest i jedno;
Idea, przechodząca wskroś.

Au fond – bez miejsca jest i czasu,
A ma pierwotną siłę swą:
Sumienie rzeczy, co z nakazu
Dna duszy płynie. Więc – au fond

Jest w rządach, władzach i urzędach,
I w tych, co światem rządzić chcą,
Dogłębne zło, wyrosłe w błędach –
I ja to widzę: tam, au fond.

12

Przez dzieje życia, jak melodia,
Jak eter, jak błękitny prąd,
Drga poetycka teologia,
Istnienia sprawująca rząd.

Ona: podziemna i nadniebna,
Ona: będąca w i śród,
Radosna, niecierpliwa, gniewna,
Rządczyni nietutejszych cnót.

Nieustający piorun bytu,
Fontanny niewidzialnej pył
(Rorate coeli!), dreszcz błękitu
W drutach i żyłach ziemskich sił.

I przeto, czcząc daleki ogień,
Ojczyzny naszej lotny ląd,
My – z wysokości Teologii
Piorunujemy ziemski rząd.

Twoja ocena
Julian Tuwim

Wiersze popularnych poetów

Miki Mauzoleum

Policja walczy z zimą, Miko, Złote Globy, aniołek Victoria’s przedawkował znów, noc nam nad rozpina błyskawiczny mrok, bez wieści ginę i budzą mnie dzwony, bez wieści znajduję się w tobie…

Głowa

Olbrzymia głowa wynurzała się zza pagórków po drugiej stronie rzeki i widziała chłopca z wędką, który, wpatrzony w pławik, myślał tylko: weźmie, nie weźmie. – Co z nim zrobimy –…

Panno Zosiu ja funduję

Choć w kieszeni masz bracie mój płótno Grzech minę mieć smutną Chociaż ledwo się grosza dorabiasz Z kobitą hrabia bądź Z lubą swoją tańcz w każdy pchaj tłok się Skacz…