Wschód słońca

Józef Kościelski

Ja­kieś się na­bo­żeń­stwo w gó­rach uro­czy­ste
Go­tu­je, szme­ry bie­gną ci­che po­przez wrzo­sy,
Jo­dła z mgły noc­nej cze­sze roz­ple­cio­ne kosy
I wy­ła­nia wierz­cho­łek nad opa­ry mgli­ste.

Noc pierz­cha, świ­tu bły­ski peł­za­ją fa­li­ste
Po szczy­tach, uci­sza­jąc noc­nych świersz­czów gło­sy,
Mchy i tra­wy się myją w szkla­nych kro­plach rosy,
By do chra­mu przy­ro­dy wejść świą­tecz­nie czy­ste.

Cud się zbli­ża: zwia­stu­ją go pro­mien­ne goń­ce,
Gie­wont za­rzu­cił śnież­ny we­lon na ra­mio­na
I zło­ci­stą mon­stran­cję ujął w jego koń­ce,

I zwra­ca się do ludu, tu­ląc ją do łona;
Z mon­stran­cji bły­ska ho­stia ogni­sta, czer­wo­na:
Sło­wo sta­ło się cia­łem, ave, ave – słoń­ce!

Twoja ocena
Józef Kościelski

Wiersze popularnych poetów