Po deszczu

Bolesław Leśmian

Deszcz, słońcem zaskoczony — poszperał u płotu
I zdrobniał — i, łzawiejąc, w bezkres się oddala.
Niebo w kałuż błyszczydłach — obłoki utrwala,
Jakby ktoś wodę biało opierzył do lotu.

W pajęczynie, rozpiętej na liściach paproci,
Z mroku w blask się rozhuśtał znikliwy zjaw tęczy.
Czasem coś, czego nie ma, pod wiatr się zazłoci,
By dorzucić swe złoto do pszczoły, co brzęczy…

Na bylicy się dłużą dżdżu płynne kolczyki,
A cienie, gdy z gęstwiny wybiegają boso,
Idą — w żal i z powrotem, jak te pacholczyki,
Co w piosence — w takt śmierci Magdalenkę niosą…

A o tej Magdalenki śpiewanym pogrzebie
Aniołowie wspominać lubią na błękicie, —
I gdy znuży ich mgliste z wiecznością współżycie, —
Młodzą skrzydła na deszczu, co wilży sny w niebie.

Łagodząc nieśmiertelność tych skrzydeł podmuchem, —
To — rojno, to — w rozsypce na mniejsze gromady —
Krążą w słońcu nabytym od motyli ruchem,
Jak puszyste — o czar swój dbające owady.

Twoja ocena
Bolesław Leśmian

Wiersze popularnych poetów

Ludzie

Szli tędy lu­dzie bied­ni, pro­ści – Bez prze­zna­cze­nia, bez przy­szło­ści, Wi­dzia­łem ich, sły­sza­łem ich!… Szli nie­po­trzeb­ni, nie­przy­tom­ni – Kto ich zo­ba­czy – ten za­po­mni. Wi­dzia­łem ich, sły­sza­łem ich!… Szli ubo­gie­go brze­giem cie­nia – I nikt nie stwier­dził ich ist­nie­nia. Wi­dzia­łem ich, sły­sza­łem ich!… Śpie­wa­li skar­gę…

Ręce

Te które podajemy do dymisji. Te które nam się podają za ręce. Te którymi mocno trzymamy się za głowę. Wszystkie które dają nam wolną rękę przy wyborze decyzji. Te które wymykają się z rąk. Ręce na których zawsze można polegać jak na poległych.

Linia śniegu

Było mokro, biało, dmuchało i gdzie jestem nie wiemy. Było ciemno i nagle nie jest. Gdyby ten szczekający przyszedł. Do jedzenia nic nie ma. Jestem dziwnie zmęczona. I sama też. Gdyby tylko przyszedł ten dziwny, co ma mniej nóg znów powtarzałabym swoje modły, wargami. Gdzie…