Aszera

Adam Asnyk

Po­nad ziem­skim le­cąc glo­bem,
W bry­lan­to­wych skrzę się ro­sach,
Won­ne róże na mych wło­sach,
Z mo­ich ra­mion spły­wa bluszcz;
Nad otwar­tym sta­nę gro­bem.
Po­ca­łun­ki śląc na­mięt­ne,
I uwio­dę cie­nie smęt­ne
W la­zu­ro­wych kra­je puszcz.

Nie­gdyś, daw­niej, świat mło­dzień­czy
Roz­ma­rzy­łam w sen lu­bież­ny,
Do mej pier­si tu­ląc śnież­nej,
W na­mięt­no­ści stro­jąc kwiat;
Dziś mię próż­no róża wień­czy,
Za­po­zna­ne bó­stwo błęd­ne
Bez uści­sków schnę i więd­nę,
Opła­ku­jąc daw­ny świat.

I choć tyle ognia w ło­nie,
W ustach pra­gnień nio­sę tyle,
Nie zla­tu­ją się mo­ty­le,
Aby wiecz­ną roz­kosz pić,
I ko­chan­ków próż­no go­nię,
Pa­ląc li­lie swym od­de­chem;
Nad prze­szło­ści dźwięcz­nym echem
Za­du­ma­na mu­szę śnić.

Kwia­ty więd­ną, bla­ski ga­sną, Po­ran­ko­wych brak­nie ro­jeń
I mi­ło­snych już upo­jeń
Nie po­żą­da zim­ny tłum,
I zmy­sło­wą żą­dzę ja­sną,
Za­pa­lo­ną w ust pur­pu­rze,
W me­lan­cho­lii topi chmu­rze
Lub prze­le­wa w wes­tchnień szum.

A za łza­wą bie­gnąc per­łą,
Ogniem ży­cia już nie try­ska;
Smut­nie dy­mią ciał ogni­ska,
A nie dają cie­pła już.
Bry­lan­to­we zło­żę ber­ło
Lub na gwiaz­dy pój­dę inne,
Bo tu li­lie wód nie­win­ne
Na­trzą­sa­ją się z mych róż.

Albo rzu­cę wzrok błysz­czą­cy
Mię­dzy ci­che zmar­łych cie­nie,
Roz­bu­ja­nej pier­si drże­nie
Może ru­szy śpią­cy proch;
Może od­dech mój go­rą­cy
Ko­ści sto­pi i skrysz­ta­li,
Z za­po­mnie­nia wyj­dą fali
I ko­chan­ków odda loch.

Do mnie, do mnie, tu do łona,
Znów za­kwi­tać, zno­wu pło­nąć
I w uści­skach cią­głych to­nąć –
Spłyń­cie roje bla­dych mar,
Ja otwie­ram swe ra­mio­na,
Po­ca­łun­kiem zmy­ję ple­śnie,
Tam sen w gro­bie, tu raj we śnie
I mi­ło­ści wiecz­ny czar.

Czyż mam próż­no sy­pać skar­by
Gwiazd, ko­ra­li, pe­reł, wień­ców,
Rzęs je­dwab­nych i ru­mień­ców,
Ala­ba­strów mięk­kich ciał
I w uro­cze przy­brać far­by
Po­żą­da­nia raj­skie drze­wo,
By spły­nę­ło łez ule­wą,
A owo­ce wi­cher zwiał?

Mło­dość, pięk­ność, wdzięk i siłę,
Skwa­rem nie­ba, tchnie­niem wio­sny
Sko­ja­rzo­ną w splot mi­ło­sny,
Nie­prze­by­ty okrył cień;
Ado­ni­sa dziś mo­gi­łę
Wśród By­blo­su won­nych zwa­lisk
Nie ota­cza rój oda­lisk
Go­rącz­ko­wych peł­ny drżeń.

Cześć roz­ko­szy bez unie­sień
Serc nie pali i nie wskrze­sza,
Słońc na chmu­rach nie za­wie­sza,
Nie przy­mna­ża twór­czych sił;
Na­mięt­no­ści smut­na je­sień
Życio­daj­ne tra­ci ognie,
Do har­mo­nii ciał nie do­gnie
Ob­umar­łych typy brył.

W opóź­nio­nych pul­sach świa­ta
Ero­tycz­na bo­ska wła­dza
Skrze­płych ist­nień nie od­mła­dza,
Le­d­wie cią­gnie dal­szy byt,
Mych go­łąb­ków tęcz skrzy­dla­ta,
Za­wie­szo­na u pod­wiąz­ki,
Bez mir­to­wej wróżb ga­łąz­ki,
Naj­ja­śniej­szy cze­ka świt.

Mu­szę rzu­cić błysk zmy­sło­wy
I dzi­siej­szą łez opi­łość
W wul­ka­nicz­ną zmie­nić mi­łość,
Co po­ru­szy nowy prąd. –
Gdy ry­cer­ski proch gro­bo­wy
Mym uści­skiem roz­pło­mie­nię,
Wyj­dzie sil­ne po­ko­le­nie
Cha­na­nej­ski zy­skać ląd!

Twoja ocena
Adam Asnyk

Wiersze popularnych poetów

KILKA ZDAŃ

których nie umiał zinterpretować nawet profesor Hurley. Jaką długość poematu zakładał John Shade? Czy Sybil Shade ma pierwszorzędne info? Tytuł i tak był z Szekspira. Nie po to jedziemy nad…

Zamalowana twarz

Zamalowana twarz Od body aż po czoło Nie zmieni faktu najlepszy fluid Że jesteś tylko sobą Choćbyś oszukał świat Na chwilę Kłamstwo jak drzazga w oku tkwi O takich kłamstwach…

Wiersz księżycowy

W księżycowy wniknąć chłód, Wejść w to srebro na wskroś złote, W niezawiły śmierci cud I w zawiłą beztęsknotę! Był tam niegdyś czar i śmiech, Tłumy bogów w snów obłędzie…