Oglądam się za siebie, liczę swoje zwycięstwa
– tak ich niewiele – i swe porażki – jakże liczne…
W wyśnionym krajobrazie, gdzie wciąż jeszcze majaczy
kurz licznych marszów, i krótkich i długich zarazem,
gdzie nikt nie wydaje bitwy i nikt jej nie odmawia,
widzę je, bielejące kości tych mnogich kohort
pragnień, co były moje…
Nareszcie nad rzeką… Aby wolny od udręki
od pustynnych miraży, tryskających źródeł,
niepomny wszystkich odpowiedzi na wszystkie pytania,
niepokoju wzrastania, bojaźni usychania,
polatywać kołysząc się łagodnie na falach,
co toczą swoje szkliste sklepienia na wybrzeża,
by pianą swą obmywać leżące tam kamienie,
szare i pogrążone miękko w piasku, na granicy,
co dzieli i zespala zarazem krainy
zarówno opuszczone jak i te nie osiągnięte.
To wszystko, czego pragnę – jak te uschłe gałęzie,
jak te szczątki okrętów, co niegdyś spłonęły,
jak te ciała zwęglone i spalone ogniem…
By zostać uniesionym w dal, aż znikną brzegi.
By nie móc ni zawrócić, ani też powrócić,
By ani sprawy nie przegrać, ani jej nie wygrać.
– Wielki odwrót nareszcie został zakończony.
tłumaczenie Zygmunt Łanowski
Gunnar Ekelöf