Śnieg IV

Stanisław Barańczak

Należy go oglądać z autobusu „Jelcz”
starego typu, w którym okna całkiem czyste
nie są nigdy, z zasady; i należy mieć
miejsce siedzące z dermy pociętej żyletką
przez chuligana, z nudów; i należy lekko
mrużyć oczy, by twarze stłoczone, bezkrwiste
(mgliście znane, z widzenia) pokrywały wszystek
szarawy obszar szyby jak lustrzana śniedź;

i trzeba jechać w tłoku; i trzeba daleko,
na drugi koniec mózgu, ten, który ma przystęp
bezwiedny i swobodny do świata, danego
raz na zawsze, i z łaski; i przy sobie mieć
w tym autobusie to, co najbardziej dolega,
ludzką woń, asymetrię, odroczoną śmierć
(wsuwany – z góry, z wolna – do kieszonek serc
paszport z trwałą ważnością, ale w czasie przyszłym)
także kaszel, gderanie, łokieć, nikły śmiech –

dopiero wtedy można znieść ten ból puszysty,
tę biel przeszywającą, ten zbyt czysty śnieg.

Twoja ocena
Stanisław Barańczak

Wiersze popularnych poetów

Jakże mógłbym żyć w tym mieszkaniu wiatrów?

Jakże mógłbym żyć w tym mieszkaniu wiatrów? Wiatr wstrząsa moim łożem, w wietrze ginie mój krzyk. Wiatr gasi mój ogień, pokrywa moją miłość. Wiatr odziera liście z moich drzew i…

noce

Origami składane w trójkącie żółtego światła Dźwięk zaginanego papieru Noc w noc papier, koła na stole, maile od Hindusa Koncentracja gotówki na kontach Głuchy telefon, czarno w listach, groźby

JANUSZ STYCZEŃ JUŻ NIE WSTAJE

Drewniany ludzik o tępym spojrzeniu ocenia objętość mojej aureoli. Święto się nieruszania. Pies rakiem cofa się do szafy, chowa między płaszcze cuchnące molami. Nie chce iść na spacer, kwiecień go…