O wierzch powozu zahaczyłam piórem.
W oczy spojrzałam mu – i serce drgnęło,
Przejęte nagle jakimś dziwnym bólem,
Chociaż nieszczęścia przyczyn nie pojęło.
Pod stropem nieba i chmur skłębionych
Wieczór żałością skuty cichą.
I niby tuszem nakreślony
Buloński Lasek ze starych sztychów.
Benzyny woń i bzu aromat,
Spokój, co czujną drga udręką…
On znowu dotknął moich kolan
Prawie nieczułą, obcą ręką.
tłumaczenie Wanda Grodzieńska
Anna Achmatowa