A znasz ty ten jar,
Gdzie w złomach kamieni
Modry Dunajec groźnie burzy się i pieni?
Pił-żeś boski czar,
Gdy słońce w zieleni
Wód jego złotą glorię utwarza z promieni?
Wdarł-żeś się na szczyt,
Co pływa w lazurze,
Aż oko ci się zamgli, nim dojrzysz go w górze?
Zadrgnąłżeś na zgrzyt,
Gdy o skał podmurze
Rozbite we mgłę fale roszą gór podnóże?
Śnił-żeś patrząc w dal
Cichych wód przestworza,
Gdzie rzeka się w kole wielkiem rozjeziorza?
Mknął-żeś w bryzgach fal,
Gdy wieczorna zorza
Purpury odblask rzuca na kaskad bezdroża?
Szedł-żeś w mroczny bór,
Co wieńczy gór szczyty
I wyniosłemi świerki mierzy w nieb błękity?
Wmięszałżeś głos w chór,
Co Dunajca zgrzyty
Głuszy, od skał wąwozu tysiąckroć odbity?
Zbiegł-żeś pasy pól,
Co wstęgą złocistą
Gór olbrzymów podnóże objęły kolisto?
Czuł-żeś rwący ból,
Gdy tę toń przejrzystą
Dunajca żegnać przyszło i Tatrów nić mglistą?
Jeśliś był tam, śnił,
Wszystkiemi poloty
W krynicy piękna tonął, — sen prześniłeś zloty,
I już żadna z sił,
Oskardy ni młoty
Nie uwolnią ci serca z pęt wiecznej tęsknoty.