Cisza. W przezrocze białych mgieł opony
Owite szczyty; w mrokach pogrążony
Posępny, cichy jar.
W głębi gdzieś potok po kamieniach pluszcze,
I na gór stokach sine drzemią puszcze
W zawojach mgieł i par.
Na liściach wiszą senne krople rosy,
Śpią zioła, marzą woniejące wrzosy,
Czekają złotych zórz.
Cicho. Tak cicho, że okrzyk wydany
Rozgrzmiałby — zda się — nad góry, nad łany,
Het… aż do granic mórz.
I zwolna wschód się rozrumienił w dali,
Padł skier snop… drugi… patrz! i już się pali
Purpurą każdy szczyt.
W łzach rosy blaski zagrały tęczowe,
Ptak się na gnieździć ocknął, podniósł głowę:
To świt! to świt! to świt!
Tysiąc promieni na lazurów toni
Walczy, tęczuje, mieni się i goni,
Złocisty znacząc szlak.
Co chwila z dołu przez mroki mdlejące
Mignie punkt czarny… To wschodzące słońce
Powitać leci ptak.
Pożar wciąż większy — pół niebios sklepienia
Ognista łuna teraz rozpłomienia,
Blask rzuca w jarów cieśń.
Spadły perłowe mgieł zwoje — rubiny
Błysły na liściach — zaszumiał las siny
W radosną świtu pieśń.
I wstało słońce w wielkim majestacie,
W królewskiej, świetnej, złotolitej szacie,
Wygnało mrok i cień.
Już widno, jasno… Wszędzie ruch i życie,
Las szumi, orzeł waży się w błękicie…
To dzień! to dzień! to dzień!
∗
∗ ∗
Ludzkości! kiedyż przed twemi oczami
Opadnie całun — i nad błękitami
Miłości błyśnie bóg?
Nad czołem jego złotych słońc miliony,
Z bark mu spływają srebrzyste festony
Mgławic i mlecznych dróg.
Widzę go: jasność, co mu z oczu tryska,
Rozwidni ciemnie, otchłanie, zwaliska,
Rozbudzi życia ruch.
Głos jego dźwięczny, niezmiernej potęgi,
Przegrzmi, jak piorun, ponad widnokręgi,
Przeniknie wszystkich słuch.
Prawicą zedrze tajemnic zasłony,
Sfinksom zagadki wyrwie — i olśniony
Człek ujrzy prawdy twarz.
A pod jej cudnem, ożywczem zaklęciem,
Znowu niewinnem stanie się dziecięciem
Zgrzybiały świat ten nasz.
I znowu; pełny ognia i zapału,
Pójdzie za śladem swego ideału,
Aż wreszcie dojdzie doń.
Wszechwiedzę mędrca i niewinność dziecka
Posiędzie razem — a pogoda grecka
Ozdobi jego skroń.
Umilkną stare walki, niepokoje,
Ziemia, rzuciwszy dawne błędy swoje,
Wzleci, gdzie niebios próg.
Ludzkości! kiedyż przed twemi oczami
Opadnie całun i nad błękitami
Miłości błyśnie bóg?