Pozdrawiam cię, panno godna

Autor nieznany

List żaka do panny

Pozdrawiam cię, panno godna,
Wdzięczna, jasna i dorodna,
W tobie moja chluba!
Twe oblicze jak lilija,
Jeśli mi twa łaska sprzyja,
Dolaż moja luba…

Ciebiem wielbił sercem całem,
Skorom ujrzał, pokochałem,
Gdy byłem w Krakowie.
Gdy o tobie ktoś życzliwie
Wspomniał w gronie, jam skwapliwie
Chwalił w każdej dobie.

Wrodzy twoi, jawni, skryci,
Bodaj wrychle kijem bici
I kampustem pluskani!
Tożbyś nad tym nie bolała
I swój oręż zachowała,
Iż twa matka cna pani.

Twoje pląsy, twoje śmiechy
Źródłem wszelkiej mej uciechy:
Zaczem tobie służę, tobie
Niosę dziś i w każdej dobie
Korne pozdrowienie!

Bowiem-eś panna godna,
Iście i dorodna:
Twe lica różowe,
Czoło lilijowe.

Pełnaś łaskawości
I pełna słodkości;
Tyś lekarstwem mojem
I pociechy zdrojem.

Wielki z ciebie mocarz,
Toć me serce motasz!
Gdybym był w niewoli,
W tak srogiej niedoli
Nie byłbym pogrążon…

Ma pierś – w każdej porze
Twoje, panno, łoże;
Całaś urodziwa,
Śmiejąca, szczęśliwa.

Twoja, panno, zjawa
Rajem mi się zdawa;
Wszelka radość twoja
To uciecha moja,
O, góro cnót dostojna!

Gdy we łzach twe oczy,
Żałoba mnie mroczy:
Bowiem twe niepokoje,
To lamenty moje.
[. . . . . . . . . . . .]
Gdybym tę pannę cudną,
Żywą, nie marę złudną
Miał ninie u siebie,
Tu, w mojej włości –
Z tej ogromnej radości
Chybabym ją – udusił!
[. . . . . . . . . . . .]
Bądźże pocieszycielką,
Ma nauczycielko,
Gwiazdo wspaniała:
Skoroś mądra taka,
Nauczże prostaka,
Dzieweczko udała.

Tyś w cnocie Katonem,
W rozumie Platonem.
Królu Arystotelesie,
Gdybyś żył w tym czasie,
I ty byś ją wielbił!

Kanclerzu Ganifredzie,
Tyś o wdziękach dziewczyny
Pisał hymny strzeliste:
Ta piękniejsza zaiste.

Gdzież jest ninie moja
Przepiękna dziewoja?
Mieszka hen, w Krakowie,
Helena się zowie.
[. . . . . . . . . . . .]
O Krakowie,
Sława tobie!
[. . . . . . . . . . . .]
Twa płeć przedziwnie biała
Blaskiem liliji pała.
W każdej twej zalecie
Kwitniesz niby kwiecie,
Lśnisz jak gwiazda świetna,
Panienko szlachetna.

Paluszki masz pieszczone,
Ramiona toczone,
Ząbki z kości słoniowej,
Złotą włosów koronę.

Ciemne twe powieki
Niby hiacynty,
Twój krok wdzięcznie lekki,
Ród twój znamienity.

Słyszcie moją mowę,
Piękniejszą niż Salomona:
Usta jej purpurowe,
Twarz zorzą barwiona.

Rysie są jej oczy,
Tej dziewczyny uroczej.
Niechaj wszystkie narody
Kłaniają się w zawody.

Nosek mej panienki
Foremny i cienki,
Smukłe też ma biodra
Córka pana Piotra.
[. . . . . . . . . . . .]
Mój rodzic nie przechera,
Ale srogi sknera:
Owszem, godzien miłości,
Toć Polak z krwi i kości.

Ma różne ludzkie żądze,
Ale kocha pieniądze,
Potem kupuje włości,
Bo lubi wiejskie piękności.

Rozpacz sen mi płoszy,
Bo nie chce dać groszy,
Nawet trzech halerzy,
Bym miał na ekspensy.
[. . . . . . . . . . . .]
Niech w myśli wiecznie mnie chowa,
Na koniec, bądź zdrowa!

Na wsi, chodząc spacerem,
Pisałem sercem szczerem,
W poniedziałek, piątego maja,
W dzień świętego Dobiesława.

Ten ci to rymował,
Który cię miłował.
On cię, panno, oznajmia:
Mieszka w Krakowie,
Helena się zowie!

tłumaczenie z łaciny: Józef Jedlicz

Twoja ocena
Autor nieznany

Wiersze popularnych poetów