Byłem przekonany, że interesują mnie prognozy.
Do pewnego stopnia, rzecz jasna.
Na przykład wyprzedzić jakieś wydarzenie
o jakiś czas, ale tak
żeby nie zamykać sobie dostępu
do przewidzenia innych wydarzeń,
a więc mówić konkretnie
a jednocześnie wystarczająco szeroko
by była to prawdziwa przepowiednia.
Miałoby to oczywiście coś wspólnego
z wyczuciem tzw. ducha czasu, ale bez tanich mrugnięć
do widza, i jak najmniej ze spektaklu.
Nie ma właściwie powodu, by mówić o
tym w czasie przeszłym. Do przeszłości
należą natomiast sformułowania
w rodzaju „gałązka światła”,
co z tego, że paru ludziom przypadły do gustu?
I cała rzecz
powinna dojść do siebie jakoś od niechcenia,
nieumyślnie, przynajmniej takie
powinno być wrażenie.
Trud budzi dzisiaj mieszane uczucia.
Ale dlaczego przyczepiłem się
do tej gałązki światła?