Zejdźmy z Oliwnej Góry na padoły,
Ze smutnych szczytów znów na smutne ziemie.
Gałąt oliwną skryłem w szat mych poły,
Aby nią witać wrogów moich plemię,
Gdy puści na mnie swe psy i sokoły.
Już odtąd gromu nie rzucę, co drzemie
W duszy mej gruzach i jak z popieliska
Przez sen spojrzawszy, krwawem okiem błyska.
I jak fakiry uśpię wszystkie żmije
Nieznaną, dziwną dla mnie słów słodyczą,
I jady moje smutek mój wypije,
A dobre oczy moje tych policzą
Z których się każdy w wielkim botu wije…
Uciszać będziem tych, co z męki krzyczą
Mówiąc, że idzie On, a za nim rzesza,
Lecz nie nadchodzi, bo umarłych wskrzesza.
Rozpowiadajmy, że wędruje ciszą,
Śmierć zwyciężywszy. Że się za nim tłoczy
Ciżba szczęśliwa, głowy się kołyszą,
A on im ręce kładzie wciąż na oczy,
Że ślepi widzą i że głusi słyszą,
A nocą biały obłok go otoczy,
Że na powietrzu klęczy nad Ogrojcem
I wtedy milczy, bo rozmawia z ojcem.
Rozpowiadajmy. Dusze w nas szalone
Szaleństwem swojem znużyły się wcześnie.
Już nie umiemy w inną patrzeć stronę,
Na wschód jedynie. Umarł i nie wskrześnie!
Nic nie zaświadczą groby otworzone
Ani niewiasty, płaczące boleśnie,
Których łzy anioł na promienie niże;
Zostawił wiele: pusty grób i krzyże!
Błogosławiony niechaj będzie za to:
Będziemy mieli gdzie krzyżować dusze
I wieszać łotry. Spuścizną bogatą
Obdzielmy biednych, co w rajskiej otusze
Czekają, kto ich obdzieli zapłatą
Za cnoty trwałość w pokus zawierusze.
Módlmy się. Miłość z pustej skały wieje…
O śmierć się módlmy, albo o nadzieje.
Przebaczmy wszystkim, co nam nie przebaczą,
Sił w nas już niema na szał nienawiści,
Śmierć wiedźmy ku tym, którzy śmierci płaczą,
Niech im ostatnie się pragnienie ziści.
Przepaść pokażmy tym, co krwią ślad znaczą.
Niechaj nas jego dziwna śmierć oczyści.
I tak się włóczmy przez drogi żywota,
A z nami rozpacz tępa i tęsknota.