W błękitne zmierzchy letnie pójdę miedzą polną
Skróś traw i ziół, muskany przez dojrzałe żyto…
Śniąc, będę czuł pod stopą świeżość ros podolną
Pozwolę wiatrom kąpać mą głowę odkrytą.
Nie będę tedy mówił, ani myślał wcale,
Lecz nieskończona miłość w serce moje spłynie…
I będę szedł, jak cygan — w coraz dalsze dale
W przyrodzie, — jak z kobietą, szczęsny w tej godzinie.
tłumaczenie Bronisława Ostrowska
Arthur Rimbaud