Raz uczułam, że wargi jego
dotknęły moich. Wtedy odeszło
ode mnie wszystko — ziemia
i niebo. Objął mnie łagodny
błękitny płomień, zaczęłam palić
się cicho jak stos jasnych pereł.
I potem nie czułam już własnego
ciała, tylko różaną pienistość,
lekkie migotanie, ciepło, które
było zarazem melodią.
Więc zadziwiłam się powoli,
zapadłam w zadziwienie jak w
śmierć.