W kamiennej, ciemnej grocie, z boleści skamieniały,
Przeżywam — bóg nieszczęsny — ostatnie dni żywota.
Poczęła mię myśl grecka i ludzkich dusz tęsknota,
Wyszedłem z dłoni mistrza świecący, nagi, biały.
A dziś mię więzi mokra, porosła mchami grota,
Żem jest od wody ślizki, spękany i zmurszały.
Przez pierś żelaznym drutem przybito mię do skały,
U stóp mych gniją liście, w basenie pełnym błota.
Pamiętam raz — wiatr jęczał — wpatrzyłem się wybladły
W miesiąca krąg zielony, jak oko w mgłach rozwarte,
Gdy z hukiem — (o nieszczęście!) ramiona mi odpadły.
I odtąd konam wiecznie w powolnej, długiej męce.
O ciało me, wilgocią i pleśnią groty zżarte!
O ręce moje, biedne i zdruzgotane ręce!