odmłodniałaś w ciemnościach. znowu masz
dziesięć minut i rzędy szpitalnych świateł
wybuchają nad tobą jak grona nocnych ptaków na magistralach. puch
spływa do krwi i z nacięć w oponie ciała
wydobywa zapach zwarzonego osocza,
odblask cieni i głosów, które nadejdą.
nadejdą? szeptam do ciebie wsłuchany
w ostatni język wysokiego poziomu,
jego rejestry żarliwe jak całowanie umarłej
albo chorego na wieczne rachowanie dat. znowu masz dziesięć minut
i one znikną, saro, nie wypatruj ich,
gdy cię omamią granice układów, cyfr,
poszarzały szum modlitw, tej mowy dawnej