spotykają się w nas aorty wielu miejsc,
w których byliśmy pierwsi. okryte cieniem,
garbate kształty liter, szelest radiowych fal
jak oddech wypełniającej wszystko istoty,
kiedy wchodzi się do świecącego parku. jezus chrystus
i latające talerze – wystawić kiedyś taką
operę, olśniewający balet dla popaprańców. od ich milczenia
wypłowiałem – szeptałby on, pokazując
rozgięte niebo. tak by się zaczynało –
nocne wyścigi eszelonów porzucających
zawartość w zbożu, wielość języków
jak rejestr zakłóceń ciszy. na razie przepływa przez nas
woda, widok błyszczących narzędzi
i obiektywów, bo przecież przynieśliśmy
tutaj ten delikatny blask,
a powracamy w gruzowiskach,
śmieciach