Tak, Inga i Greta by mogły wymodlić te kilka ze słońca
zrobionych dni, na kąpiel w Świtezi, czcze selfie wśród ostów,
śmierć w konwencji spa. Tymczasem idź wolno na basen,
przeskakując beton, by nie zdeptać żabki i ślimaka w mroku
przedpołudnia, gdy weselni goście z poprzedniej edycji
przecierają oczy, widząc tę grę w klasy o zupełnie,
to prawda, zupełnie nieznanych zasadach i rytmie pt. gdy ona
mu z kosza podaje maliny, a on jej kwiatki do wianka, pewnie
kochankiem jest tej dziewczyny, pewnie to jego kochanka.
Czy ta kropka jest kursywą? Czy mamy tu z miasta
ze sobą laptopy widma? I odpalamy je ironicznie
w tym lesie bez wi-fi, bez jakiegokolwiek kontaktu
ze światem, dla którego ten fotogeniczny staw jest
jak zapomniany agent z zimnej wojny, który wyłania się
z wody jak nimfa, której by trzeba inne imię wymyślić,
z kluczem w policzku, spadkiem napięcia w żarówkach?
Czy Inga i Greta nie mogą wymodlić innej tapety na dziś?