Hobby

Adam Grzelec

Zaczęło się od maila: „Kupiłeś przedmiot przez Kup teraz („Biologia inaczej” Glasera)”. Potem dwa kolejne o podobnej składni: „Fenomen kosmosu” i „Słownik sztuki francuskiej”. Pojechałem siedemnastką z Ogrodów na Żegrze Rondo, przebiegłem przez jezdnię, a potem szybkim krokiem, prostą, podszedłem pod blok czterdzieści osiem. Zadzwoniłem. Koleś mrocznym głosem poprosił, żebym czekał w klatce. Zapaliłem papierosa. Z windy wyszedł pewnym krokiem. W jednej ręce niosąc plastykową torbę, drugą wymachiwał kluczami na sznurku. Na zewnątrz, na podwórzu, zaczynało szarzeć.
Kiedy powiedział „Dzień dobry”, jakby się ocknąłem.
– „Dzień dobry” – odpowiedziałem. Pokazał książki. Wszystko w porządku, chociaż było z pewnością coś jeszcze. Coś trudnego, wyraźnego – jakiś przedmiot. Wtedy zobaczyłem jego dłoń skierowaną w moją stronę. Powiedział:
– „Proszę jeszcze na to rzucić okiem, może pana zainteresuje”. Ten leksykon terminów biologicznych o tym samym tytule?
– „Podziękuję” – powiedziałem i uścisnęliśmy sobie dłonie.

Po Aldissa, Flauberta i Słownik polsko-włoski jadę za Morasko. Pestką do końca, potem piętnaście minut autobusem. Totalne zadupie. Jest koniec marca, a tam śnieżyca. Nie ma chodnika, autobus rzadko. Pół kilometra poboczem, w błocie. Dzwonię do gościa, a ten mnie prosi, żebym się wrócił gdzieś pół długości, pod dom z zielonym szyldem „Zielarnia”. Idę poboczem, chodnika nie ma. Śnieg napierdala. Panna otwiera.
– „Dzień dobry. Ja w sprawie książek z Allegro”.
– „A, proszę bardzo”.
Robię krok w stronę mieszkania, ale panienka wejść nie pozwala. Cóż, inne miasto, inne zwyczaje. Mam całą piątkę. Daję więc piątkę (ładna jest, zgrabna): „Dzięki, w porządku”.

Musiałem wstać o siódmej, żeby odebrać powieść Gorkiego z biura firmy „Monter” na Karola Maya, w strefie industrialnej przy Rondzie Starołęka. Tak wczesne wstawanie, jeśli się nie przyzwyczaję, nie służy mi wcale. Czułem się trochę zdezorientowany. Szmer, turkot i warkot pracujących maszyn zmęczył mnie szybko. Zdążyłem się odzwyczaić od akustyki fabrycznej hali, głuchego stukania stali o stal. Kiedy przechodziłem spawacze przestawali spawać. W małym biurze na zapleczu właściciel popijał kawę i przeglądał gazetę. Gdzieś w jego wzroku widziałem poetę, przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka.
„Odchudzam bibliotekę. Pan czym się zajmuje?” – podał reklamówkę.
„Studiuję. Dziękuję.”
Już wychodziłem, kiedy mnie zatrzymał: „Proszę poczekać! Czasami piszę sobie trochę, proszę zobaczyć, oczywiście gratis.” Była to część trzecia „Wierszyków małego hydraulika”, wydanych własnym sumptem, z reklamą firmy „Monter” na tytułowej stronie. „I o to chodzi. Dzięki. Powodzenia.”

Nigdy nie daję więcej niż dwa złote. Bardzo rzadko więcej niż złotówkę. Zawsze odbieram książki osobiście. Nie jestem profesjonalistą. To tylko moje Hobby.

Twoja ocena
Adam Grzelec

Wiersze popularnych poetów

Rozdanie

Gdyby śmierć zamiast śniegu? Zdjęcia, hasło, dookoła. Tutaj ma cienie, tam kredki. Podkreślone oczy. Malowałam się w wodzie – owoce wiszą i widzą. Każdy ząb z osobna, całe to „śnienie”,…

Poriomania

Jeszcze nie było powrotu, ale migały szkiełka wydłubane wprost z ziemi. Z matowej wilgoci przymkniętych oczu, podkrążonych siniaków. Jeszcze ryczała skulona przy piecu, trącając zębami sadzę. Tak, czytaliśmy te bajki, uczyliśmy…

PSALMY

Nagi jak psalm stypendysta ZUS-u ostrzega przed truskawkami z tuneli i patrzy na mnie z odrazą: zero pożytku z takiej chudej mamy. Nie to co szare dorodne łabędzie karmione jabłkami,…