dobiegające zza ściany hałasy to tylko
odbiegające od normy natężenie dyecybeli
których nie staram się już kojarzyć
z wpisanymi w ten blok awanturami
pijanych sąsiadów. nie ma sensu
podsłuchiwać. większa część tajemnicy
i tak grzęźnie w nienaruszalnej kompozycji
brunatnoczerwonych cegieł starannie
zdobionych tapetami z wizerunkiem
bohaterów kreskówek walta disneya.
koło trzeciej nad ranem w lokalnej
rozgłośni grają już tylko muzykę
dla porządnie naspidowanych. krzyki
ustają bo nawet stary zakrzewski
musi te parę godzin odespać zanim
ze swoją niezniszczalną reklamówką
z wizerunkiem owocowego soczku
dla niemowląt pokuśtyka do sklepu
niefortunnie ochrzczonego spożywczym.
kiedy mężczyźni stawiają czoła porannym
wietrzykom wysokim krawężnikom i całej
masie innych powszednich niebezpieczeństw
ich żony wychodzą na korytarz palą papierosa
i rozmawiają o bohaterstwie swoich mężów
głęboko wierząc że ci nie zapomną kupić
bułek na drugie śniadanie dla dzieciaków.