Ukryty za uśmiechem braterstwa,
Pogardzający czytelnikami gazet, ofiarami politycznej dialektyki,
Wymawiający słowo demokracja ze zmrużeniem oka,
Nienawidzący fizjologicznych uciech ludzkości,
Pełen wspomnień o tych którzy żarli pili i spółkowali a za chwilę podrzynano im gardła,
Pochwalający dancingi i zabawy w ogrodach jako sposób na publiczne gniewy,
Wołający: kultura i sztuka, a myślący o igrzyskach w cyrku,
Śmiertelnie znużony,
We śnie albo w narkozie mamroczący: Boże, Boże.
Przyrównuje siebie do Rzymianina w którym kult Mitry zmieszał się z kultem Jezusa.
Dawne wiary w nim nie wygasły. Czasem myśli, że jest we władzy demonów.
Gromi przeszłość, bojąc się że kiedy ją zgromi, nie będzie miał gdzie złożyć głowy.
Najchętniej gra w karty i szachy, żeby własnych nie zdradzać tajemnic.
Rękę oparł na pismach Marksa, ale w domu czyta Ewangelię.
Z ironią patrzy na procesję wychodzącą z rozbitego kościoła.
Za tło ma ruiny miasta koloru końskiego mięsa.
W palcach pamiątkę trzyma po faszyście poległym w powstaniu
Wiersze popularnych poetów
Administracja
Obędę się bez karuzeli Zwłaszcza sny o dniu pod wodą i przebudzonych dzieciach, tak rzeczywistych jak wrażenie końca prozgnozy. Cienkie rejestry i pójście w stronę tej pierwszej, odpowiednio zerwanej sonaty. Z błędem, albo bez błędu, nieznacznie naznaczonym porządkiem. Czekaniem na powrót z dworca; ciemnego, odpowiednio…