Miłość śród ruin

Taras Szewczenko

Gdzie się w cichych barwach zmierzchu nieba mienią
 Nad zielenią
Tych samotnych, bujnych pastwisk, skąd w zachody
 Senne trzody
Powracają ku oborom swym, dzwoniące —
 Na tej łące,
Tak wieść niesie, przed dawnymi sterczał laty
 Gród bogaty;
W nim, w stolicy tego kraju, miał swe cugi,
 Dworne sługi,
Możny książę; stąd dyktował dni spokojne,
 Lub też wojnę.

Dziś od muraw tych, widzicie, ni drzewina
 Nie odcina
Swej zieleni; z gór się jakiś strumyk rączy
 Wązko sączy
Tu, gdzie groźny strzelał zamek wieżycami,
 Ni strzałami
Ognistemi, nad stubramną murów ścianą,
 Zbudowaną
Z marmurowych płyt, a grubą tak, że snadnie —
 Gdy wypadnie —
I dwunastu mogło na niej obok siebie
 Stać w potrzebie.

Któż to kiedy widział taką plenność trawy,
 Jak ten, skrawy

W żarach lata, dywan miękki, co swem świeżem
 Zakrył pierzem
Wszelkie ślady tego miasta, skąd przed wieki
 W świat daleki
Szły odgłosy bolów, uciech, tu, gdzie chwała
 Rozpalała
Serca ludzkie, lub waliło je o ziemię
 Hańby brzemię,
Tu, gdzie ongi szły na sprzedaż za wór złota
 Grzech i cnota.

Dzisiaj tylko złom wieżyczki gdzieś na polu,
 Śród kąkolu
Stoi pustką, rozchodnikiem obrośnięty —
 Liche szczęty,
Pełne zielska, swą postawą, tak żebraczą,
 Miejsce znaczą,
Gdzie się pięły w dniach zamierzchłych hen do góry
 Dumne mury;
Tej areny, życiem wrzącej, znaczą kręgi,
 Gdzie zaprzęgi
Tłumnie, szumnie, szły na wyścig po oklaski
 Z władzców łaski.

Dzisiaj wiem, że tu, gdzie w cichych barw oponie
 Zachód tonie,
Śląc ostatnie pożegnanie naszym trzodom,
 Tu, gdzie z wodą
Górskiej rzeczki w jeden szary cień się zlewa
 Ta bez drzewa
Błoń; gdzie rycerz swego króla miał spojrzenie
 W takiej cenie,

Że, by w zbrojnych tych gonitwach być na szczycie,
 Dałby życie,
Tu mnie czeka ma dziewczyna, bez tchu prawie,
 Aż się zjawię.

Gród-li miało, jak daleko, jak szeroko,
 Jego oko:
Pełne gmachów wszystkie wzgórza, wszystkie spady;
 Kolumnady,
Tumy, mosty, akwedukty! Ranek budzi
 Ciżbę ludzi!
Ja gdy przyjdę, milczą usta jej dziewczęce —
 Wprzódy ręce
Na ramieniu mi położy, oczy wprzódy,
 Te dwa cudy,
Pieścić każe, potem słowa szepce lube
 Na mą zgubę.

Bojowników stąd-ci słano na wsze strony
 Miliony;
Na cześć bogów tu wznoszono pod niebiosy
 Słupów stosy;
Złoto w biegu wstrzymywało, pełnym grozy,
 Setne wozy…
Krwi gorąca! Krwi ty mroźna! Płonna praca!
 Ziemia wraca
Z wieków szaleństw! Z wieków trudu, nędz i grzechu
 Mknie w pośpiechu!
Niechaj zginie wszech zachodów jej zawiłość!
 Wszystkiem — miłość…

Twoja ocena
Taras Szewczenko

Wiersze popularnych poetów